19 czerwca tego roku Giennadij Szapowałow objął dowództwo nad Wojskami Lądowymi Sił Zbrojnych Ukrainy, głównym i największym elementem ukraińskiej armii. Jego nominacja nastąpiła w czasie, gdy charakter wojny dynamicznie się zmienia: rola dużych formacji zmechanizowanych maleje, a taktyka małych mobilnych grup i technologii – dronów, walki elektronicznej i platform robotycznych – zyskuje na znaczeniu.
W pierwszym wywiadzie dla Ukrinformu na nowym stanowisku Szapowałow opowiada, jak postrzega adaptację Wojsk Lądowych, co dla niego oznaczają błędy na froncie, dlaczego „motywacja nie jest mniej ważna niż sprzęt” i jak powinna wyglądać armia zdolna do zwycięstwa.
„PODEJŚCIE DO PROWADZENIA WALKI ULEGŁY RADYKALNEJ ZMIANIE”
- Często wspominasz, że dzisiejsza wojna to ciągła adaptacja. Jaka adaptacja była najtrudniejsza w ciągu ostatniego roku?
- Najtrudniejsze jest ciągłe dostosowywanie się do zmian taktyki zarówno przeciwnika, jak i naszych wojsk, ponieważ ci, którzy potrafią się zmieniać, odnoszą sukcesy. Wiele się zmieniło od 2014 roku. Doświadczenie, które wtedy zdobyliśmy, nadal działało w 2022 roku, w połączeniu z potencjałem ludzkim, którym dysponowaliśmy. Jednak dziś działania bojowe, podejście do zarządzania oraz użycie sił i środków uległy radykalnej transformacji. Najtrudniejszym zadaniem jest ciągłe dostosowywanie się do nowych wymagań, jakie dyktuje współczesne pole walki.
- Jakie są najtrudniejsze wymagania?
- Wcześniej jednostki działały w plutonach, kompaniach, batalionach i brygadach jako formacje integralne. Dziś dominuje taktyka małych grup: dwójek i trójek, wykorzystujących lekkie pojazdy mechaniczne: quady, motocykle, w tym elektryczne, oraz skutery. Niewielka liczba ludzi porusza się z dużą prędkością, co znacznie zwiększa manewrowość.
Wykorzystanie pojazdów opancerzonych stało się znacznie trudniejsze ze względu na masowe wykorzystanie dronów, przed którymi trudno jest chronić pojazdy opancerzone zarówno nam, jak i przeciwnikowi. – Dlatego podejścia do prowadzenia działań bojowych uległy znacznej zmianie i ciągle się zmieniają.
- Czy są jakieś obszary frontu, gdzie udało nam się przełamać inicjatywę dzięki nowemu podejściu?
– Tak, oczywiście. Są obszary, w których udało nam się zmienić sytuację właśnie dzięki wprowadzeniu nowych podejść i technologii. Dotyczy to powszechnego wykorzystania różnego rodzaju systemów bezzałogowych.
Chciałbym również osobno zwrócić uwagę na wykorzystanie dronów światłowodowych, które są bardzo trudne w walce. Istotną rolę odgrywają również nowoczesne środki walki elektronicznej i walki elektronicznej (EW), które w ostatnim czasie znacząco się rozwinęły. Dzięki wszechstronnemu wykorzystaniu tych środków przez nasze wojska, przeciwnik stracił impet i był zmuszony do zmiany planów i zadań w trakcie działań. Pozwoliło nam to lepiej realizować nasze zadania, utrzymywać lub doskonalić pozycje, redukować straty i zwiększać skuteczność w pokonywaniu przeciwnika.

- Czego nauczyła się armia ukraińska na temat nowoczesnej sztuki wojennej w ciągu ostatnich sześciu miesięcy?
– W końcu przekonaliśmy się, że dziś na polu bitwy praktycznie nie ma miejsca na „wczorajsze” decyzje. To, co sprawdzało się pół roku temu, nie zawsze sprawdza się teraz. Szybkość podejmowania decyzji stała się czynnikiem decydującym.
Żyjemy w warunkach, w których po prostu nie ma czasu na refleksję. Musimy reagować natychmiast, czasem opierając się na doświadczeniu, czasem na intuicji i instynktach, ponieważ nie zawsze mamy pełny obraz sytuacji, pozwalający na idealnie wyważoną ocenę ryzyka. Dziś zarówno dowódca, jak i zwykły żołnierz muszą podejmować decyzje bardzo szybko. Jest to niezwykle trudne i zawsze wiąże się z ryzykiem, ponieważ wróg również się uczy i adaptuje.
Stajemy w obliczu regularnej armii wroga dysponującej większymi zasobami, możliwościami mobilizacyjnymi i szerszą bazą materialną. Dlatego, podsumowując, mogę stwierdzić, że musimy stale szukać rozwiązań asymetrycznych, które pozwolą nam zrekompensować przewagę liczebną i zasobową przeciwnika.
„NIEADEKWATNOŚĆ WOBEC ARMII PODWAŻA ZDOLNOŚĆ OBRONNĄ”
– Z pańskich słów jasno wynika, że zna pan armię od środka, zna pan wszystkie problemy i niuanse nie z analizy, ale z pierwszej linii. Jakie więc decyzje obecnie, pańskim zdaniem, naprawdę motywują kadrę?
- Przede wszystkim przemyślane decyzje, niepozostawiające żadnych wątpliwości, motywują. Żołnierz, sierżant czy oficer nie powinien dostrzegać żadnych wątpliwości w oczach swojego dowódcy. Kiedy dowódca jest pewny siebie, bierze odpowiedzialność, jasno formułuje zadania i podejmuje działania, aby zapewnić wszystko, co niezbędne, daje to podwładnym stabilność i wiarę w sukces. Kolejnym ważnym elementem jest wsparcie. Idealnie byłoby, gdyby żołnierz rozumiał, że państwo i dowództwo robią wszystko, co możliwe, aby zapewnić mu niezbędne środki do wykonania zadań. Wiele jednak zależy od okoliczności. Jestem więc pewien, że zmotywowany żołnierz z mniej skutecznymi środkami jest czasami w stanie zdziałać więcej niż niezmotywowany żołnierz z najnowocześniejszym sprzętem. Dlatego motywacja to punkt wyjścia. Dopiero potem drony, walka elektroniczna, nowoczesna broń, pomoc partnerów i inne technologiczne zalety. Są one niezbędne dla zmotywowanych żołnierzy, którzy potrafią je wykorzystać. Oczywiście kwestia czynników motywacyjnych jest w obecnej sytuacji bardzo dyskusyjna, ale robię wszystko, co możliwe, aby właśnie tak się stało.
- Morderstwa i ataki na żołnierzy TCC. Dlaczego społeczeństwo reaguje tak niejednoznacznie na tego typu incydenty?
- Kiedy personel wojskowy wykonujący swoją pracę w zakresie księgowości i kadr jest demonizowany, poniżany i atakowany fizycznie, jest to przestępstwo. To jest atak na personel wojskowy. Kropka. Nie ma znaczenia, gdzie służy – w brygadzie szturmowej, artylerii czy w TCC. Każdy na swoim miejscu wykonuje swoje ważne zadania. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że głównie ci żołnierze, którzy zostali ranni i nie mogą kontynuować służby w jednostkach bojowych, służą w TCC i SP.
Umundurowany żołnierz wykonujący zadania na tyłach jest również częścią Sił Obronnych, a działania przestępcze przeciwko niemu osłabiają zdolność obronną w takim samym stopniu, jak atak na wojsko na froncie.
Należy również przyznać, że zdarzały się i zdarzają przypadki, w których niektórzy żołnierze TCC zachowywali się niegrzecznie, przekraczali swoje uprawnienia lub łamali prawo. Organy ścigania powinny zajmować się każdym takim przypadkiem i wymierzać za to kary.
Ludzie reagują boleśnie na takie tematy, bo stawką jest ich los, rodziny i zdrowie. I nie będę przymykał oczu na takie przypadki. Państwo już zmienia system: powstają centra rekrutacyjne, aktualizowane są przepisy, wprowadzane są mechanizmy kontraktowe z jasnymi terminami, zmienia się podejście do selekcji i szkoleń.
Istnieje jednak podstawowa zasada: problemów CCC nie rozwiązuje się poprzez lincz. Rozwiązuje się je na polu prawnym, poprzez nadzór, inspekcje i wyroki. CCC postawiło przed wojskiem zadanie: działać z szacunkiem dla ludzi, pamiętać, że za każdą decyzją stoi czyjeś życie.
Chcę powiedzieć społeczeństwu: bez uzupełnienia armii nie będziemy w stanie utrzymać frontu. Potrzebujemy współpracy, a nie wojny w kraju między „pikselami” a „cywilami”.
- Czy uważasz, że członkostwo w NATO, o którym wszyscy mówią, motywuje naszych bojowników?
– W istocie, jeśli chodzi o uzbrojenie, wyposażenie i znaczną część standardów szkoleniowych, od dawna jesteśmy zintegrowani z przestrzenią NATO. Nasi żołnierze przechodzą kursy, szkolenia i uczestniczą w programach szkoleniowych z instruktorami z krajów partnerskich.
Oznacza to, że walczymy bronią zachodnią, stosujemy standardy, których nauczyli nas nasi partnerzy. A formalny status członkostwa to decyzja polityczna, wykraczająca poza płaszczyznę czysto wojskową. Dla nas najważniejsze jest zapewnienie, aby każdy żołnierz, który przeszedł odpowiednie szkolenie, mógł jak najskuteczniej zastosować tę wiedzę na polu walki. NATO to nie tylko standardy dla armii, ale standardy dla całego kraju. Przydatne będzie również naszym partnerom zapoznanie się z naszym doświadczeniem, aby zintegrować i wprowadzić zmiany w swoich doktrynach wojskowych. Odpowiadając więc na pytanie, możemy krótko powiedzieć, że to nasi żołnierze motywują NATO swoimi wynikami i osiągnięciami.

„WSPÓŁCZESNA WOJNA WYMAGA INNYCH LUDZI”
- Jakie kroki uważa Pan za kluczowe dla wzmocnienia Wojsk Lądowych?
– Po pierwsze, to wysokiej jakości kadra. Stawiamy sobie teraz cel – aby nie dochodziło do „mechanicznego” obsadzania wakatów. Kierownictwo podjęło trafne decyzje dotyczące realizacji kontraktów z jasnymi warunkami, korzystnymi warunkami i godziwym wynagrodzeniem, więc wierzę, że przyczyni się to do naszego wzmocnienia. Aby czasy i okoliczności, w których żołnierze, zmobilizowani czy pracownicy kontraktowi byli gdziekolwiek wysyłani, pozostały przeszłością. Dziś staramy się brać pod uwagę: wcześniejsze doświadczenie, wykształcenie, umiejętności zawodowe danej osoby, czyli to, gdzie może ona być najbardziej efektywna. Zmiany jakościowe nie są wdrażane od razu, dlatego staramy się robić to jak najszybciej, biorąc pod uwagę trudne okoliczności.
Po drugie, dokładamy wszelkich starań, aby zapewnić ludziom wybór, możliwość świadomego wyboru kierunku służby, rodzaju sił zbrojnych, specjalności – to również element motywacji. Teraz istnieje wiele sposobów na wypełnienie obowiązku. Dla mnie polityka kadrowa w Wojskach Lądowych koncentruje się dziś bardziej na jakości, a nie na formalnej „liczbie obsadzonych stanowisk”.
- Jaka kategoria ludzi najlepiej, że tak powiem, nadaje się do adaptacji i wstąpienia do wojska?
- Dziś, w warunkach, gdy armia rosyjska, pomimo ponoszonych strat, kontynuuje działania ofensywne, starając się zwiększyć presję zarówno na froncie, jak i w przestrzeni informacyjnej, każda osoba, która wstępuje do armii, może być przydatna.
Osobno możemy wyróżnić osoby pracujące z systemami bezzałogowymi. Tutaj naprawdę widać, jak doświadczenie z życia cywilnego odciska swoje piętno. Na przykład młodzi ludzie, posiadający umiejętności w grach komputerowych, robotyce i programowaniu, szybko adaptują się do sterowania dronami różnego typu i tworzenia rozwiązań technologicznych. Ich doświadczenie „z komputera” przenosi się na prawdziwy poligon i pole walki. Szybko opanowują interfejsy, logikę sterowania, potrafią pracować w warunkach stresowych i podejmować decyzje w ciągu kilku sekund.
Dlatego powiem tak: na współczesnej wojnie potrzebni są różni ludzie: zarówno ci, którzy potrafią bronić kraju przed wrogiem w piechocie szturmowej, jak i ci, którzy są maksymalnie skuteczni w zdalnym sterowaniu dronem lub na stanowisku pracy, organizując pracę zaplecza.
- Ale jakiego rodzaju szkolenia tak krytycznie brakuje dziś tym, którzy wstępują do wojska?
- Każde szkolenie jest dziś niezwykle ważne. Trzeba posiadać podstawowe umiejętności: posługiwania się bronią, walki – defensywnej lub ofensywnej – wykonywania akcji szturmowych i manewrów. Wszystko to jednak musi odbywać się w warunkach ciągłej obecności w kosmosie bezzałogowych platform robotycznych, w dużych ilościach, zarówno rozpoznawczych, które przekazują rzeczywisty obraz sytuacji online i pomagają podejmować decyzje, zadawać obrażenia, jak i uderzyć.
Musisz również umieć działać w warunkach aktywnego użycia środków walki elektronicznej i sprzętu walki elektronicznej (EW), gdy możliwe jest całkowite wyłączenie lub unieruchomienie urządzeń łączności lub nawigacji. Pamiętaj również, że stale istnieje ryzyko użycia kierowanych bomb lotniczych (GAB), które powodują ogromne zniszczenia.
Ponadto często konieczna jest praca w warunkach oddzielenia od głównych sił: wysunięte pozycje są zazwyczaj zlokalizowane znacznie dalej niż punkty medyczne, logistyczne i inne punkty wsparcia właśnie ze względu na zagrożenie ze strony dronów. Do pracy w tak trudnych warunkach trzeba być przygotowanym i zorganizowanym. Dlatego dziś wszystkie umiejętności są bez wyjątku ważne i należy brać pod uwagę wszystkie czynniki, które mogą wpłynąć na przebieg bitwy.
- Czy w takim razie są jakieś plany odnośnie zmiany standardów?
– Tak, i stale to robimy. Naszym zadaniem nie jest po prostu „coś zmienić”, ale systematyczna adaptacja. Codziennie zbieramy i analizujemy doświadczenia bojowe: jakie sytuacje pojawiają się na polu walki, jak reagują jednostki, co się sprawdziło, a co nie. Na tej podstawie formułujemy rekomendacje, które niezwłocznie wdrażamy w programach szkoleniowych.
Stale udoskonalamy programy szkolenia podstawowego, zawodowego i oficerskiego. Analizujemy, czego oficer powinien się nauczyć dzisiaj, na co powinien być gotowy jutro oraz jakie nowe metody i podejścia pojawiły się w ostatnich miesiącach. Poglądy z 2014 roku, oparte na masowym wykorzystaniu pojazdów opancerzonych i dużych formacji, nie są już dziś decydujące. Zmieniły się zasady walki. A wraz z nimi jesteśmy zmuszeni zmienić standardy szkoleniowe.
Należy pamiętać: dwa państwa walczą na terytorium Ukrainy, dysponując regularnymi siłami zbrojnymi, wyposażonymi we wszystkie środki i wykorzystującymi wszystkie rodzaje i rodzaje wojsk. Tylko nasza armia chroni swój kraj i swoich ludzi, podczas gdy armia wroga niszczy wszystko dookoła i zabija każdego, kto stanie jej na drodze. Dziś prawdopodobnie nie ma już broni, która nie zostałaby użyta. Z wyjątkiem, być może, broni jądrowej.

„NOWOCZESNE TECHNOLOGIE POWINNY ZASTĄPIĆ ŻOŁNIERZY NA POLU BITWY W JAK NAJWIĘKSZYM MOŻLIWYM STOPNIU”
- Co Pan sądzi o izraelskiej zasadzie „przygotowanie przede wszystkim”? I czy jest to realistyczne w przypadku Ukrainy?
– To nie tylko realistyczne, to wręcz konieczne. Szkolenie powinno być naprawdę ponad wszystko. Niewyszkolony żołnierz jest zawsze narażony na atak na polu bitwy. Wyszkolony żołnierz, wręcz przeciwnie, ma więcej możliwości, by uratować życie, wykonać zadanie i pomóc swoim towarzyszom. Dotyczy to nie tylko żołnierzy. Dla sierżantów i oficerów szkolenie jest podstawą profesjonalizmu. Poziom wyszkolenia dowódcy decyduje o tym, jak skutecznie potrafi on dowodzić oddziałem, podejmować decyzje w odpowiednim czasie i z wysoką jakością, uwzględniając wszelkie ryzyka i możliwe zmiany sytuacji. Dlatego dla nas zasada „szkolenie ponad wszystko” jest absolutnie słuszna. Kwestią pozostaje jedynie skala i systematyczność. Nie powinna to być jednorazowa akcja, ale stała, długofalowa polityka.
- Powiedziałeś już na początku rozmowy, że motywacja jest bardzo ważna dla żołnierza. Ale co uważasz za największą inwestycję w przeżywalność jednostek?
– Powiedziałbym, że to nie jest jedna inwestycja, ale cały system, w którym wszystkie elementy są ze sobą powiązane. Po pierwsze, to oczywiście szkolenie. Daje ono człowiekowi znacznie większe możliwości ratowania życia swojego i swoich towarzyszy oraz wykonania zadania, jak już wcześniej wspomniałem. Po drugie, to sprzęt i wyposażenie. Nie da się walczyć „gołymi rękami”. Potrzebujemy nowoczesnych środków rażenia, łączności, ochrony, dronów, walki elektronicznej, sprzętu inżynieryjnego – wszystkiego, co daje przewagę na polu walki. Po trzecie, to zarządzanie. To zarządzanie nadaje tempo, organizuje interakcje i umożliwia połączenie jednostek, uzbrojenia, logistyki i wsparcia medycznego w jeden system.
I jest czwarty element – analiza i szkolenie. To ciągła analiza doświadczeń bojowych, szybkie przekształcanie tych doświadczeń w aktualne programy szkoleniowe, zmiany w taktyce i organizacji. Tylko w połączeniu te elementy zapewniają jednostkom wysoką przeżywalność i skuteczność.
- Wojska lądowe są obecnie głównymi odbiorcami nowych technologii na polu bitwy. Która technologia, według Twojej analizy, najbardziej zmieniła przebieg walki?
- Wojska lądowe, jako najliczniejszy rodzaj Sił Zbrojnych, są rzeczywiście największym konsumentem zasobów na polu walki, w tym technologii. Dziś są to przede wszystkim drony, sztuczna inteligencja i nowoczesny sprzęt walki elektronicznej (EW). To właśnie te technologie znacząco zmieniają sytuację na froncie i transformują podejście do realizacji zadań. Wraz z pojawieniem się tych narzędzi, sama logika walki uległa zmianie. Historycznie rzecz biorąc, wojna zawsze była motorem postępu technologicznego. I wojna światowa przyniosła czołgi na pole bitwy. II wojna światowa przyniosła broń jądrową. A ta wojna przyniosła masowe wykorzystanie sztucznej inteligencji i dronów wszelkiego rodzaju: powietrznych, naziemnych, nawodnych i podwodnych. Już teraz obserwujemy ich skuteczne zastosowanie w Siłach Zbrojnych Ukrainy. EW również stało się nieodzownym elementem. Sztuczna inteligencja pomaga dziś nie tylko w podejmowaniu decyzji, ale także w realizacji zadań bez udziału operatora.
- Jak Pan widzi równowagę między „siłą ludzką” a nasyceniem technologicznym dywizji w perspektywie najbliższych dwóch lat?
– Moim zdaniem, sprzęt techniczny i nowoczesne technologie powinny w jak największym stopniu zastępować żołnierza na polu walki – wszędzie tam, gdzie to możliwe. Musimy chronić życie naszych obywateli. Nie możemy sobie pozwolić na traktowanie personelu tak, jak traktuje go wróg. Ukraina jest państwem cywilizowanym, niestety ponosimy straty, ale mentalnie i świadomie różnimy się od wroga również w tej kwestii. Dlatego wszędzie tam, gdzie można zastosować technologię, musimy ją stosować. Człowiek powinien pozostać tam, gdzie wymagana jest elastyczność myślenia, gdzie powstają nowe, niestandardowe sytuacje, których sztuczna inteligencja nie jest w stanie rozwiązać samodzielnie.

– Co powstrzymuje nas przed jak najszybszym wdrażaniem innowacji na pierwszej linii frontu? Czy to biurokracja, logistyka, czy może jakieś inne ukryte aspekty?
– Moim zdaniem wszystko sprowadza się do czynnika ludzkiego. Człowiek może być głównym motorem zmian, przyczyną opóźnień, a nawet cofnięcia. Co mam na myśli? Tam, gdzie dowódca lub kierownik jest liderem, technologie są wdrażane znacznie szybciej i od razu zaczynają przynosić rezultaty. Jeśli ktoś boi się odpowiedzialności lub nie jest pewny swoich działań, żadna reforma nie przyniesie efektu. Widziałem jednostki i całe dywizje, gdzie w ciągu kilku tygodni tworzyły własne rozwiązania inżynieryjne – śmiałe, niestandardowe – i naprawdę działały. Ale widziałem też sytuację odwrotną: gdzie czekały miesiącami, aż ktoś wykaże inicjatywę i zaproponuje rozwiązanie. A na współczesnym polu walki nie ma miejsca na długie refleksje. Decyzje muszą być podejmowane i wdrażane szybko.
Wszystko, co użyteczne i skuteczne, musi zostać wdrożone. Rozwiązania muszą się wzajemnie uzupełniać, integrować, a nie niszczyć w walce o czyjeś interesy. Osobiste ambicje i spory w czasie wojny muszą zostać powstrzymane. Wynik dla frontu musi być najważniejszy.
"ŻADEN KRAJ NIE MA DZIŚ TAKIEGO DOŚWIADCZENIA W BOJU JAK MY"
- Na jakim szczeblu podejmowania decyzji dostrzegasz najwięcej słabości?
– W wojsku dowódca odpowiada za wszystko i tak dalej, w pionie. Trudno powiedzieć, na jakim szczeblu jest ich najwięcej, ponieważ jesteśmy w stanie przedłużającej się wojny, a to zawsze oznacza nie tylko wyczerpywanie się zasobów, ale także utratę potencjału ludzkiego z doświadczeniem bojowym. Ale to na poziomie taktycznym, w bliskim kontakcie z żołnierzem, wszystko zależy w dużej mierze od przygotowania dowódców: dowódcy plutonu, dowódcy kompanii, dowódcy batalionu. I dziś właśnie tej kategorii wyszkolonych oficerów brakuje nam najbardziej.
Jednak żaden kraj nie ma dziś takiego doświadczenia bojowego jak my. Czerpiemy od naszych partnerów doświadczenie w zakresie procesów, standardów i podejść do podejmowania decyzji, ale już teraz wiemy lepiej, jakie decyzje podejmować. I tak, już dziś się do nas zgłaszają: wiele krajów chce się od nas uczyć i aktywnie nad tym pracujemy.
- Czy armia może sobie pozwolić na błędy i gdzie jest granica między błędem a zaniedbaniem?
– Każdy popełnia błędy: zarówno w wojsku, jak i poza nim. Tylko ten, kto nic nie robi, nie popełnia błędów. Dziś błędy są częścią walki i rzeczywistości. Nie zawsze istnieje gotowy standard czy algorytm postępowania dla wszystkich sytuacji, z którymi spotykamy się na polu bitwy.
Dotyczy to jednostek niższego szczebla, zarówno operacyjnego, jak i strategicznego. Istnieje wiele wyzwań, które po prostu wcześniej nie istniały i nikt nie miał gotowych odpowiedzi, jak sobie z nimi poradzić. Tylko poprzez próby, testy i analizy dokonujemy ulepszeń. Dlatego błędy są częścią drogi do rozwoju.
Ale zaniedbanie to co innego. Zaniedbanie oznacza łamanie zasad lub rozkazów, które zostały już wypracowane i często są „napisane krwią”. Wszyscy wiedzą, że niewłaściwe działania z pewnością doprowadzą do strat lub innych poważnych konsekwencji. Zwłaszcza jeśli doprowadzą do utraty naszych ukraińskich terytoriów lub, nie daj Boże, do śmierci ludzi.
Analizujemy błąd i wyciągamy wnioski. – Zaniedbanie należy powstrzymać nawet wtedy, gdy widać pierwsze oznaki. To fundamentalna różnica. Zaniedbanie to działania żołnierza, za które należy ponieść odpowiedzialność.
„DLA ROZWOJU WOJSK LĄDOWYCH POTRZEBNE SĄ PROGRAMY STRATEGICZNE OPRACOWANE NA WIELE LAT W PRZYSZŁOŚĆ”
- Jakie trzy zdolności Wojsk Lądowych chce Pan wzmocnić w pierwszej kolejności?
– Po pierwsze, wysokiej jakości kadry. O czym już mówiłem i co jest częścią mojej polityki kadrowej. Po drugie, szkolenia. Systematyczne, wysokiej jakości, uwzględniające wszystkie realia pola walki, rzeczywiste doświadczenie bojowe. Oraz szkolenie na poziomie żołnierza, sierżanta i wszystkich szczebli dowodzenia – taktycznym, operacyjnym i strategicznym. Po trzecie, technologia. Rozwój wszystkich nowoczesnych technologii: rozwój bezzałogowców, rozwój walki elektronicznej, inżynierii, zautomatyzowanych systemów sterowania, co jest również niezwykle ważne. To trzy główne filary, które rozwijamy dzisiaj.
- Jak myślisz, jaka będzie armia przyszłości Ukrainy?
– Dla mnie armia przyszłości to armia, która maksymalnie wykorzystuje technologię i jest w stanie przeciwstawić się liczebnie większemu wrogowi. To armia, w której każda jednostka dysponuje dronami, wojną elektroniczną, jednym słowem, odpowiednim zaopatrzeniem we wszystko, co niezbędne do wykonywania zadań i ochrony kraju i jego obywateli. Armia, która ma profesjonalny korpus podoficerski, będący fundamentem stabilności. To armia, w której dowódca podejmuje decyzje, dysponując maksymalną ilością informacji w czasie rzeczywistym, a system dowodzenia pozwala na szybkie reagowanie na zmieniające się sytuacje. To armia, którą każdy z naszych strategicznych partnerów chce widzieć jako swojego sojusznika. I armia, która myśląc o agresji, o każdym potencjalnym wrogu – przed atakiem – ponownie dokładnie rozważy swoje intencje.
- A jaka powinna być liczebność takiej armii?
– Wielkość armii powinna być determinowana nie emocjami, a strategiczną oceną zagrożeń. Musimy brać pod uwagę wyzwania, z jakimi możemy się zmierzyć w nadchodzących latach, poziom zagrożenia ze strony armii potencjalnego wroga. Wszystko powinno opierać się na kalkulacjach, realistycznych scenariuszach i konsultacjach z partnerami. Warto również wziąć pod uwagę możliwości ekonomiczne państwa.
- Jakich rozwiązań najbardziej brakuje dziś na szczeblu państwowym w zakresie rozwoju Wojsk Lądowych?
Nowoczesne technologie, projekty inżynieryjne, szkolenia, logistyka, przyzwoite wsparcie finansowe i wiele innych czynników – to wszystko nie może się mieścić w ramach „jednego budżetu”. Potrzebne są programy strategiczne, projektowane na wiele lat naprzód.
Osoba, która wiąże swoje życie z obroną kraju, musi rozumieć: jakie są jej perspektywy, jak będzie się rozwijać jej kariera, jakie bezpieczeństwo będzie miała zarówno teraz, jak i po zakończeniu służby. Studiowałem w Stanach Zjednoczonych i istnieje tam koncepcja wielkiej strategii – wielkiej strategii na dekady – to celowe wykorzystanie wszystkich dostępnych narzędzi w celu zabezpieczenia społeczności. I nie mniej ważne jest konsekwentne jej przestrzeganie i nie zmienianie kursu co kilka lat.

„WRÓG ŚWIADOMIE ATAKUJE MIEJSCA, W KTÓRYCH ODBYWA SIĘ NASZE SZKOLENIE WOJSKOWE”
- Jakie cechy dowódcy cenisz najbardziej?
– Dla mnie najważniejsze cechy dowódcy to wytrwałość, sprawiedliwość, odpowiedzialność, uczciwość, gotowość i umiejętność działania pod presją. Ważne jest, aby móc podejmować decyzje w trudnych warunkach, pod ciągłym wpływem wroga, nie tracąc kontaktu z jednostką. Dowódca musi umieć słuchać podwładnych. Podwładny musi umieć wyrazić sugestię, uwagę, biorąc pod uwagę swoje doświadczenie, wiedzę, spostrzeżenia. I dowódca musi to uwzględnić lub nie, podejmując decyzję, ale spojrzeć na sytuację nie tylko „ze swojego poziomu”, ale także oczami tych, którzy bezpośrednio wykonują zadanie, i zobaczyć, jak wpłynie to na osiągnięcie celu.
- Czy mógłby Pan podać przykłady dowódców lub jednostek, które spełniają te kryteria?
– Mamy wiele jednostek, które dziś wykazują się wysokim profesjonalizmem w obronie, operacjach szturmowych, użyciu artylerii, systemów bezzałogowych, platform robotycznych i innych rodzajów broni. Studiujemy ich doświadczenia, uogólniamy je i włączamy do szkolenia. Świadomie nie będę jednak wymieniał konkretnych brygad ani jednostek. W Wojskach Lądowych jest wiele formacji, które bronią najtrudniejszych terenów. Na różnych kierunkach – różne warunki, różne zagrożenia, różna presja przeciwnika.
Stwierdzenie, że ktoś jest „lepszy”, a ktoś „gorszy”, byłoby niepoprawne w odniesieniu do tych, którzy wykonują zadania w innych, nie mniej trudnych obszarach. Dla mnie wszystkie jednostki walczące dzisiaj zasługują na szacunek i wsparcie. Sytuacja na Ukrainie jest bardzo trudna, wszyscy to widzą. I jestem wdzięczny wszystkim żołnierzom – od dowódcy po żołnierza na linii frontu. Stoimy w jednym szeregu, jesteśmy jednym zespołem, który wykonuje zadania. Jestem niezmiernie wdzięczny, że nie ograniczają swojego udziału do komentarzy na portalach społecznościowych, ale faktycznie bronią kraju z bronią w ręku.
Czy Wojska Lądowe mają wizję, jak chronić ludzi na poligonach przy granicy białorusko-rosyjskiej? Dlaczego po tylu incydentach społeczeństwo nie doczekało się ukarania osób odpowiedzialnych za ofiary w ośrodkach szkoleniowych?
– Jest tu kilka ważnych czynników. Po pierwsze, sprawcą takich ataków jest Rosja i ważne jest, żeby to jasno powiedzieć. Wróg celowo atakuje miejsca, w których szkoli się nasze wojsko. Dla nas każda taka tragedia to nie tylko ból, ale i obowiązek wyciągnięcia konkretnych wniosków.
W przypadku strajku na poligonie lub w ośrodku szkoleniowym, natychmiast rozpoczyna pracę komisja. Sprawdzane są wszystkie okoliczności i przyczyny, które doprowadziły do skutków: sposób organizacji szkolenia, sposób realizacji zarządzeń dotyczących rozproszenia personelu, wykorzystania schronów i zabezpieczeń technicznych. W przypadku zidentyfikowania funkcjonariuszy, których bezczynność doprowadziła do poważnych konsekwencji, w szczególności śmierci personelu, oprócz odpowiedzialności dyscyplinarnej, przekazujemy materiały z przeprowadzonych śledztw organom ścigania i zapewniamy im maksymalne wsparcie w ich pracy.
Jednocześnie powiem szczerze: kwestia dyscypliny dotyczy nie tylko dowódców, ale każdego żołnierza. Naruszenie zasad rozproszenia, gromadzenie ludzi „w dogodnym miejscu”, ignorowanie alarmów, korzystanie z telefonów i ustalanie pozycji – wszystko to zwiększa ryzyko. Nie zrzucamy winy na żołnierzy, ale musimy powiedzieć wprost: przestrzeganie zasad bezpieczeństwa ratuje życie, tak jak pancerz i schronienie.
Wróg nieustannie nas atakuje, a my minimalizujemy ryzyko tam, gdzie to od nas zależy: zmieniamy kolejność ćwiczeń, gdy jest to możliwe, część ćwiczeń prowadzimy w schronach i głębokich strukturach, wzmacniamy obronę inżynieryjną, rozpraszamy jednostki szkoleniowe i stale dokonujemy przeglądu standardów, biorąc pod uwagę taktykę wroga i rzeczywiste doświadczenie bojowe.
- Jaka powinna być rola korpusu sierżantów w armii przyszłości?
- Korpus sierżantów powinien być centralnym, wspierającym ogniwem. Sierżant powinien być fundamentem jednostki bojowej. We współczesnych armiach świata to sierżanci zapewniają dyscyplinę, porządek, koordynację działań i utrzymują gotowość bojową. Są stale blisko personelu, znają każdego żołnierza, jego mocne i słabe strony. Dowódca koncentruje się bardziej na zarządzaniu, interakcji, wsparciu i planowaniu. Sierżant – na codziennej pracy z ludźmi. Dla mnie sierżant powinien być zarówno mentorem, organizatorem, jak i osobą, do której żołnierz może zwrócić się o pomoc. Korpus sierżantów jest fundamentem Sił Obronnych.
"POTRZEBUJEMY LUDZI, KTÓRZY NAPRAWDĘ MAJĄ ZNACZENIE NA POLU BITWY"
- Jaka była dla Ciebie najtrudniejsza decyzja w tym roku?
- Najtrudniejsze decyzje zawsze dotyczą ludzi, ich życia i zdrowia. Zdarzały się sytuacje, kiedy musieliśmy podejmować bardzo trudne, czasem niepopularne decyzje. Są trudne do podjęcia, pozostają w pamięci na długo. Przez niektóre z nich nie śpi się po nocach, wraca się myślami, analizuje, co można było zrobić inaczej. Ale mimo presji wewnętrznej dowódca nie ma prawa mieć wątpliwości. Nawet najtrudniejszą decyzję trzeba przedstawić jednostce z przekonaniem, ale jednocześnie ze świadomością możliwych konsekwencji. Bo personel musi widzieć w oczach dowódcy gotowość do wzięcia na siebie odpowiedzialności.
- Jak udaje się Panu zachować tę jasność umysłu w tak trudnych okolicznościach psychologicznych, kiedy wszystko jest w ogniu i trzeba szybko podjąć decyzję?
– Tu liczy się tylko doświadczenie. Od 2014 roku jestem nieprzerwanie w procesie wojennym. Były przerwy, ale związane one wyłącznie ze szkoleniem mającym na celu doskonalenie własnego wyszkolenia. Przeszedłem wszystkie etapy – od szefa sztabu brygady do dowódcy Wojsk Lądowych w czasie wojny od 2014 roku, a wcześniej naprzemiennie piastując stanowiska dowódcze i sztabowe od dowódcy plutonu. I na każdym poziomie gromadziłem doświadczenie, które teraz pomaga mi zachować jasność umysłu w najtrudniejszych momentach. Jeśli poddasz się emocjom, zaczniesz podejmować decyzje tylko z pozycji „chcę / nie chcę”, nie odniesiesz sukcesu. Dowódca ma prawo do uczuć jako człowiek, ale musi podejmować decyzje z zimną krwią.
- Co chciałbyś, aby ukraińskie społeczeństwo wiedziało i rozumiało więcej na temat wojska, zwłaszcza teraz?
- Chcę, żeby nasi ludzie jasno zrozumieli: Siły Zbrojne to przekrój naszego społeczeństwa. Żołnierz to wczorajszy cywil, który wiódł zwyczajne życie, miał pracę, rodzinę, własne plany, a potem wstąpił w szeregi Sił Obronnych, bo wróg nas zaatakował.
Podczas gdy żołnierze bronią linii frontu, kraj ma możliwość normalnego życia w nienormalnych warunkach wojny: pracować, kłócić się, krytykować, chodzić do kawiarni, na koncerty i do kina. Ważne jest, aby to zrozumieć: wszystkie nasze codzienne nawyki istnieją tak długo, jak długo żołnierz jest na linii frontu.
Obserwujemy teraz pewien podział między tymi, którzy są „w pikselach”, a tymi, którzy są „w cywilnych ubraniach”. Część tego napięcia wynika ze zmęczenia wojną, ale znaczna jego część jest celowo podsycana przez wroga za pomocą podróbek, manipulacji i kampanii informacyjnych. Jest dla nich korzystne, gdy Ukraińcy kłócą się między sobą, zamiast wspólnie stawić czoła agresorowi.
Każdy Ukrainiec musi zrozumieć, że bez uzupełnienia armii będzie nam bardzo trudno powstrzymać wroga, możemy stracić państwo. Istnieje możliwość świadomego zgłaszania się do centrów rekrutacyjnych, wyboru jednostki, specjalności, formatu służby. Nie każdy ma odwagę to zrobić, ale pracujemy nad tym, aby dokonywali tego wyboru odważniej. Ale jako wojskowy mogę powiedzieć jedno: potrzebujemy ludzi, którzy naprawdę zmieniają sytuację na polu bitwy i nie chcą, aby wojna dotarła do ich miasta czy domu.
Każdy Ukrainiec musi zrozumieć, że bez uzupełnienia armii będzie nam bardzo trudno powstrzymać wroga, możemy stracić państwo. Istnieje możliwość świadomego zgłaszania się do centrów rekrutacyjnych, wyboru jednostki, specjalności, formatu służby. Nie każdy ma odwagę to zrobić, ale pracujemy nad tym, aby dokonywali tego wyboru odważniej. Ale jako wojskowy mogę powiedzieć jedno: potrzebujemy ludzi, którzy naprawdę zmieniają sytuację na polu bitwy i nie chcą, aby wojna dotarła do ich miasta czy domu.
Marina Szaszkowa