Tradycyjnie Służbę Wywiadu Zagranicznego uważa się za instytucję zajmującą się wywiadem politycznym i ekonomicznym, a jej głównym zadaniem jest informowanie najwyższych urzędników państwa o zamiarach podmiotów polityki zagranicznej.
Wojna na pełną skalę wprowadziła zmiany w pracy służb specjalnych.
W marcu ubiegłego roku prezydent mianował Ołeha Iwaszczenkę, zawodowego oficera wywiadu wojskowego, który ma duże doświadczenie bojowe i przeszedł długą drogę w Głównym Zarządzie Wywiadowczym Ministerstwa Obrony, na stanowisko szefa SZSW. Służył w elitarnej jednostce oficerów sił specjalnych znanej jako Jednostka 2245 i brał udział w operacjach specjalnych, które nadal są tajne.
Przez ostatnie dziewięć lat, przed powołaniem do SZSW, Iwaszczenko pełnił funkcję pierwszego zastępcy szefa GUR. Jednocześnie był zastępcą szefa Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Ukrainy ds. wywiadu, a następnie asystentem Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych Ukrainy również ds. wywiadu.
„W Sztabie Generalnym codziennie przekazywałem informacje wywiadowcze Szefowi Sztabu Generalnego i Ministrowi Obrony, brałem udział w opracowywaniu ocen potencjalnych zagrożeń w planowaniu obrony państwa” – mówi Iwaszczenko o tym okresie swojej kariery.
Biorąc pod uwagę wojskowe korzenie nowego przywódcy, nie dziwi fakt, że to właśnie w SZSW pojawiły się pierwsze jednostki bojowe realizujące zadania na linii frontu. Pod tym względem SZSW i GUR są teraz nieco podobne, przyznaje Iwaszczenko w rozmowie z Ukrinform: „Mamy bardziej politykę zagraniczną i sferę ekonomiczną, a wywiad wojskowy ma wojskową. Ale dziś wszystko jest tak powiązane, że ten, kto ma większe możliwości, wykonuje zadanie”.
W swoim pierwszym wywiadzie podczas pełnoskalowej inwazji szef SZSW opowiedział agencji Ukrinform o strategicznych planach Rosji wobec Ukrainy, jej potencjale ekonomicznym i militarnym, zasobach mobilizacyjnych, a także szczegółowo o pomocy udzielonej w wojnie przez państwa sojusznicze – Koreę Północną, Białoruś i Chiny.
Ponadto Iwaszczenko odpowiedział na pytania o to, czy Rosja przygotowuje się do ataku na państwa NATO, o rosyjską PWK w Afryce i o nowy system szkolenia wywiadowczego.

ROSJA CHCE UZYSKAĆ CZAS NA PRZEGRUPOWANIE
– Ołehu Iwanowiczu, w ostatnim czasie coraz częściej w przestrzeni publicznej słychać wypowiedzi o pragnieniu pokoju. Czy SZSW posiada informacje na temat zamiarów Kremla w kwestii zawieszenia broni?
– Plany strategiczne Rosji w stosunku do Ukrainy pozostają niezmienne – uzyskanie pełnej kontroli nad naszym terytorium. Ale pragnienie nie oznacza możliwości. Są wyczerpani – technologicznie, ekonomicznie i dyplomatycznie. Długofalowym celem Rosji jest przejęcie kontroli nad krajami byłego Związku Radzieckiego.
– Jakie są ich plany na polu bitwy?
– Cała społeczność wywiadowcza Ukrainy jest zgodna, że nie ma w tym nic nowego. Przejmij pełną kontrolę nad obwodami ługańskim, donieckim, zaporoskim i chersońskim.
Jednak nie są w stanie w pełni zrealizować tego pomysłu. Twierdzenia o „wyparciu” naszych wojsk z terenów przygranicznych są nieprawdziwe. Wręcz przeciwnie, kontrolujemy szereg pozycji na terenie Rosji, w szczególności w Kursku i obwodzie biełgorodzkim.
Chcą też utworzyć tzw. strefę bezpieczeństwa na terenie obwodów charkowskiego, sumskiego i czernihowskiego. Jednak nie mają już tych samych zasobów. Jeśli kiedyś marzyliśmy o głębokości 30 kilometrów, to teraz jest to 5-10 kilometrów.
– Czy zatem z Pana słów można wywnioskować, że cztery obwody ukraińskie to dla nich minimum, po którym chcieliby przystąpić do procesu pokojowego?
– Ich logika jest prosta: chcą zyskać czas na przegrupowanie sił. Nikt jednak nie daje gwarancji, że będzie to pokój. Będzie to kolejny etap przygotowań do nowego strajku. Targują się, bo są zmęczeni. Brakuje im ludzi, technologii i czasu.
My natomiast pragniemy trwałego pokoju. Prezydent, cały rząd Ukrainy i organy ścigania pracują nad zwiększeniem presji – wprowadzeniem dodatkowych sankcji, ograniczeń dotyczących ropy naftowej i gazu. Ponieważ każdy ich czołg to dolar, którego zarobili gdzie indziej. Dla nas jest jasne, że Ukraina była i pozostanie w ramach tych ziem, które są zapisane w naszej Konstytucji i uznane przez prawo międzynarodowe. O tym nie ma mowy.
– Porozmawiajmy o zdolnościach wojennych Rosji. Przede wszystkim, jak SZSW ocenia stan gospodarki rosyjskiej?
- Przed rozpoczęciem pełnoskalowej inwazji w 2022 r. rosyjski Fundusz Dobrobytu Narodowego wynosił około 150 miliardów dolarów. Teraz pozostało około 38 miliardów dolarów. Pieniądze topnieją. Innym ich źródłem rezerw są papiery wartościowe o niskiej płynności. Dziś nie można ich już sprzedać.
Było 2300 ton złota – teraz jest ich 1700. Jest sprzedawane. Było 164 miliardów juanów chińskich. Zapasy te również stopniowo maleją. Łącznie, w ciągu pierwszych trzech miesięcy tego roku, wydatki Rosji na cele militarne wyniosły 5 miliardów dolarów. To są bardzo poważne obciążenia dla ich gospodarki.
– Jak długo Rosja będzie w stanie finansować wojnę?
– Do końca tego roku spodziewamy się poważnych problemów w gospodarce rosyjskiej, problemów z pieniędzmi i zasobami pracy. Kryzys w sektorze energetycznym, mieszkaniowym i usług komunalnych, a także niedobór kadr mogą stać się odczuwalne.
– Jak to wpłynie na populację Rosji?
– Już to zauważono. Dzisiaj w Federacji Radzieckiej każdy, kto chciał zarobić pieniądze, wstępował do wojska. Podpisano kontrakt - otrzymano 30-40 tysięcy dolarów w zależności od regionu. Rekrutom płaci państwo, władze lokalne i przedsiębiorstwa. Ludzie są zachęcani.
Na pierwszy rzut oka schemat ten wydaje się atrakcyjny dla Rosjan, ale okazuje się, że jest dla nich nieopłacalny. Według naszych danych Kreml próbuje uchylać się od płatności, a długi rosną.
Tak swoją drogą, obcokrajowcy dostają się do wojska. Mówią, że dostaniesz obywatelstwo, pieniądze, coś jeszcze...
Władze lokalne zdają sobie sprawę z problemów z zasobami siły roboczej i lepiej, żeby przyjmowały cudzoziemców, których jest wielu, i odhaczały to jako potwierdzenie, że region zrealizował plan. W ten sposób utrzymują pracowników w lokalnych firmach.
– Czy wywiad dysponuje danymi na temat ich populacji, jakie są ich zasoby mobilizacyjne?
– W Rosji mieszka około 145 milionów ludzi. Zasób mobilizacyjny wynosi 25 milionów ludzi. Są to osoby posiadające odpowiednie kwalifikacje z zakresu księgowości wojskowej lub pokrewne. A to właśnie zasoby pracy napędzają gospodarkę. Ale faktycznie przeszkolono 3 miliony osób. Od początku wojny na szeroką skalę zmobilizowano już 1,3 miliona ludzi, a prawie milion zostało zabitych i rannych.
– Co mają wspólnego z produkcją broni?
– Próbują osiągnąć maksimum, ale jest to dla nich trudne. Potrzebne są inwestycje, maszyny, komponenty, a z tym wiążą się problemy. Z elektroniką i chemią specjalistyczną jest to trudne.
Obecnie 80% sprzętu wojskowego jest przestarzałe i ma obniżone parametry techniczne. Wyjęto go z magazynu, naprawiono i wysłano na front. Tylko 20% rosyjskiego sprzętu to systemy najnowsze.
Jeśli chodzi o amunicję, produkują oni rocznie około 3 milionów pocisków kalibru 122 i 152. Kolejne 2,5-3 miliony pochodzą z Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej. Od początku wojny zabrano im już sześć milionów pocisków. Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna dostarczyła również samobieżne systemy artyleryjskie M1989 Koksan kal. 170 mm i wieloprowadnicowe wyrzutnie rakietowe M1991 kal. 240 mm – 120 jednostek jednego typu i 120 jednostek drugiego typu.
– Jak Rosjanie rozliczają się z Koreą Północną?
– Dzielą się z nimi technologią rakietową i kosmiczną. Nie wykluczamy, że mogą one również obejmować technologie związane z bronią jądrową lub jej udoskonalaniem.
Wiemy, że Korea Północna zaczęła dostarczać Rosji specjalistów z odpowiednim wykształceniem dla przedsiębiorstw przemysłu obronnego, w szczególności zajmujących się produkcją samolotów.
Z Korei Północnej pochodzą również pracownicy zatrudnieni w rolnictwie, budownictwie domów i dróg. W zeszłym roku Pjongjang wysłał do Rosji 13800 swoich pracowników.

– Czy Koreańczycy z Północy bezpośrednio biorą udział w działaniach wojennych na terytorium Ukrainy?
– Są w obwodzie kurskim. Nie odnotowaliśmy ich obecności na okupowanych terenach Ukrainy, ale ich artyleria pojawiała się już w Chersoniu i innych kierunkach.
– W kwietniu prezydent podał informację o udziale 155 Chińczyków w wojnie przeciwko Ukrainie i dodał, że może być ich więcej. Dwóch z nich zostało przez nas schwytanych i zapewniali nas, że niezależnie podjęli decyzję o udziale w wojnie przeciwko Ukrainie. Czy Chiny naprawdę nie pochwalały udziału swoich obywateli w wojnie? Czy wywiad dysponuje danymi, że Chińczycy, podobnie jak Koreańczycy z Północy, uczą się od Rosjan o nowoczesnej wojnie?
- W każdym kraju służby specjalne rozwiązują pewne zadania i nie można wykluczyć, że to właśnie ci przedstawiciele przejmowali doświadczenia w prowadzeniu nowoczesnej wojny.
Wiemy, że Rosjanie dzielą się swoim doświadczeniem z Chińczykami. Wspólne ćwiczenia wojskowe prowadzone są na poziomie współpracy wojskowej, na poziomie dowództwa i na poziomie planowania. Teraz Chińczycy są również zapraszani na wspólne rosyjsko-białoruskie ćwiczenia, które odbędą się na poligonach na Białorusi i w Rosji. Wymiana doświadczeń ma miejsce podczas wydarzeń z zakresu wojskowej współpracy międzynarodowej.
W Rosji mieszka wielu Chińczyków, a także przedstawicieli innych narodowości, zwłaszcza z Azji Centralnej. W Rosji tymczasowo przebywa około 6 milionów cudzoziemców. Są to osoby, które przybyły w poszukiwaniu pracy, a także studenci z krajów azjatyckich i afrykańskich. I oni, jak każdy cudzoziemiec w Rosji, mogli trafić w szeregi Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej za drobne wykroczenia administracyjne lub za nagrodę pieniężną, nie wykluczamy tego.
– W połowie kwietnia prezydent poinformował, że istnieją informacje wywiadowcze o dostarczaniu przez Chiny artylerii i prochu do Federacji Rosyjskiej. Dodał również, że przedstawiciele Chin „zajmują się produkcją pewnej broni” na terytorium Rosji. Czy wiadomo, jaki to rodzaj produkcji?
– Tak, istnieją informacje, że Chiny dostarczają obrabiarki, specjalne środki chemiczne, proch strzelniczy i komponenty specjalnie dla przedsiębiorstw wojskowych. Mamy potwierdzone dane dotyczące 20 rosyjskich fabryk. W latach 2024–2025 odnotowano co najmniej pięć faktów współpracy lotniczej z ChRL – są to sprzęt, części zamienne i dokumentacja. Sześć przypadków dotyczyło dużych przesyłek specjalistycznych chemikaliów.
Na początek 2025 roku 80% kluczowej elektroniki dla rosyjskich dronów pochodzi z Chin. Jednocześnie dochodzi do podmian, oszustw w nazwach, są firmy-przykrywki, z których pochodzi wszystko, co niezbędne do produkcji mikroelektroniki.
ARMIA BIAŁORUSKA NIE JEST ZDOLNA DO DZIAŁAŃ BOJOWYCH NA DUŻĄ SKALĘ
– Czy są podstawy, by sądzić, że planowane jesienią tego roku ćwiczenia wojskowe na Białorusi z udziałem Rosji przerodzą się w nową ofensywę z północy?
– Mamy wszystkie niezbędne informacje dotyczące tych ćwiczeń. Rosja wysłała już około 40 zaproszeń przedstawicielom wojskowym innych krajów. Chcą, aby to wydarzenie miało charakter międzynarodowy.
Zgodnie z planem ćwiczeń zostanie rozegrany operacyjny epizod konfrontacji dwóch koalicji państw. Jednym z nich przewodzi Rosja, drugim warunkowy Zachód. Wiadomo, o kim mówimy. To kraje, które obecnie wspierają Ukrainę. Nasi europejscy partnerzy.
– Jest wiele opinii, że Rosja pod pretekstem tych ćwiczeń wojskowych może zaatakować korytarz suwalski, kraje bałtyckie czy Polskę. Jak bardzo jest to realistyczne?
– Pamiętam rok 2015. Zostałem wtedy mianowany pierwszym zastępcą szefa GUR – zastępcą szefa Sztabu Generalnego. Od tego czasu dosłownie każde rosyjskie i białoruskie ćwiczenia miały na celu przejęcie kontroli nad korytarzem suwalskim. To nie są fantazje, ale część ich strategicznych scenariuszy.
Zawsze biorą pod uwagę możliwość, że Kaliningrad jest zagrożony, że NATO może przejąć kontrolę nad regionem lub że na Białorusi może dojść do jakiejś „kolorowej rewolucji”. I wtedy „na ratunek” przychodzi Rosja – wysyła wojska. Taki scenariusz. W tym celu przygotowano 1 Armię Pancerną i 20 Armię Połączonych Rodzajów Armii. Zgodnie z planem wojska te przemieszczają się korytarzem suwalskim w stronę Kaliningradu. Oczywiście, w tej sytuacji istnieje bezpośrednie zagrożenie dla krajów bałtyckich.

– Jak wygląda sytuacja na Białorusi? Czy możemy spodziewać się zagrożenia z tej strony?
– Obecnie armia białoruska nie jest zdolna do prowadzenia działań bojowych na szeroką skalę. Trzymają przy naszej granicy około dwóch tysięcy żołnierzy, tylko po to, żeby odwrócić naszą uwagę.
Oznacza to, że siły bojowe są niewielkie, przed wojną nie były zdolne do prowadzenia działań ofensywnych, a ich żołnierze nie są do tego moralnie przygotowani.
Wielu białoruskich dowódców kształciło się w Rosji. W 2022 roku naciskali na Łukaszenkę, aby ten przystąpił do wojny. Ale sami Białorusini – zarówno wojskowi, jak i zwykli ludzie – tego nie chcą. Należy również pamiętać, że obecnie gospodarka Białorusi jest całkowicie uzależniona od Federacji Rosyjskiej.
Gdy w 2022 roku Rosja, planująca zakończyć wojnę „w trzy dni”, miała problemy z bronią, Białoruś przekazała jej wszystko, co mogła ze swoich magazynów: amunicję, sprzęt – T-72, BMP-2, celowniki, kamizelki kuloodporne, hełmy i obrabiarki. Teraz uruchomiono również produkcję amunicji, której w Rosji brakuje. Samoloty odrzutowe, działa – wszystko, czego potrzebujesz na wojnie. Białoruski kompleks wojskowo-przemysłowy stał się dodatkiem do rosyjskiego. Około 80% przedsiębiorstw białoruskiego kompleksu obronno-przemysłowego jest zintegrowanych z rosyjskim kompleksem obronno-przemysłowym. To jest właściwie jedna baza.
– Czy Białoruś otrzymała broń jądrową od Rosji?
– Są jej nośniki. To prawda. Są samoloty, są rakiety Iskander. Ale Białoruś sama nie posiada broni jądrowej. To jest fakt.
– Czyli są nośniki, ale nie ma głowic?
– To prawda. Nie ma. Zajmują się tworzeniem powierzchni magazynowych, przygotowywaniem i budową. Łukaszenka mówi, że Oresznik będzie u nich do końca roku. Ale to chyba pobożne życzenie. Na dzień dzisiejszy nic takiego nie ma miejsca i jest mało prawdopodobne, że kiedykolwiek się pojawi.
– Podczas poprzednich wyborów prezydenckich na Białorusi miał miejsce ruch protestacyjny. Jaki jest tam teraz nastrój społeczny?
– Łukaszenka trzyma się, kontroluje sytuację wyłącznie poprzez pracę służb specjalnych, poprzez zastraszanie ludzi. Opozycja jest albo represjonowana, albo działa za granicą. Taka jest rzeczywistość Białorusi, która niestety się nie zmieniła.
W STREFIE ZAGROŻENIA: POLSKA, KRAJE BAŁTYCKIE, EUROPA PÓŁNOCNA
– Jak rozwija się współpraca z czołowymi służbami specjalnymi w SZSW? Czy po zmianie przywództwa w Waszyngtonie doszło do jakichś kontaktów – z wywiadem i ogólnie?
– Współpracujemy dobrze z wieloma szefami wiodących agencji wywiadowczych, w tym z USA. Komunikujemy się, rozwiązujemy wspólne problemy w interesie naszych państw.
Z ich strony jest wsparcie. Są to informacje wywiadowcze i pomoc w różnych kwestiach związanych z uzbrojeniem i zaopatrzeniem naszych Sił Obronnych.
– Czy SZSW prowadzi wspólne operacje specjalne z zagranicznymi służbami wywiadowczymi?
– Na to pytanie nikt nie odpowie, ale jeśli jest kwestionariusz, w którym trzeba zaznaczyć jakieś pole, to uznajcie, że je zaznaczyłem (uśmiech).
– Jak zmieniły się siły obronne i bezpieczeństwa NATO oraz społeczność wywiadowcza od lutego 2022 r.? Czy są gotowi na prawdziwą wojnę z takim wrogiem jak Rosja?
– Sytuacja zmieniła się diametralnie. Politycy i wojskowi NATO teraz inaczej oceniają ryzyko. Zmieniają się plany strategiczne państw, rosną budżety obronne. Ci, którzy mieli 0,3-0,5% PKB, mają już prawie 2%. A niektóre nawet dochodzą do 5%.
Gdy spotykamy się z przedstawicielami służb wywiadowczych krajów partnerskich, proszą nas, abyśmy opowiedzieli im, jak przygotowywaliśmy się do wojny, jak się ona zaczęła, jakie były pierwsze działania wywiadowcze, jak działały nasze systemy kontroli i jak udało nam się zbudować nasze zdolności.
Widzę, że się uczą, korygują swoją wizję i strukturę wywiadowczą.

– W marcu, Bruno Kahl, szef niemieckiej Federalnej Służby Wywiadowczej, oświadczył że atak Rosji na Europę zależy bezpośrednio od tego, jak szybko zakończy się wojna na Ukrainie. Jeśli wojna zakończy się przedwcześnie, agresja Rosji na Europę może rozpocząć się wcześniej, niż się spodziewamy. Jak możesz skomentować takie przewidywania?
– Osobiście mam wielki szacunek dla Brunona Kahla, doświadczonego dyrektora BND, i w ogóle dla naszych niemieckich kolegów. Przywiązujemy dużą wagę do ich ocen i porównujemy je z naszymi.
Pan Kahl powiedział szczerze: Ukraina nie jest krajem, który walczy tylko o siebie. Jesteśmy tarczą Europy. Podczas gdy my powstrzymujemy tę inwazję, inne kraje będą miały czas, aby się przygotować.
Plany Rosji się nie zmieniły. Chcą całkowitej kontroli nad Ukrainą i wpływu na kraje postsowieckie. Ale od tej pory nie jest to już „możliwe”, a jedynie kwestią czasu pozostaje, kto będzie następny. Polska, kraje bałtyckie, Europa Północna są zagrożone. Nasi analitycy nie pytają już, czy Rosja odważy się zaatakować inne kraje. Pytania brzmią inaczej. Kiedy i skąd?
Według naszych prognoz, które podzielają również nasi europejscy koledzy, po zakończeniu działań wojennych Rosja będzie potrzebowała od 2 do 4 lat na przywrócenie zdolności bojowej. Jeśli sankcje zostaną zniesione, proces dozbrojenia będzie przebiegał znacznie szybciej.
Oznacza to, że 2–4 lata po zakończeniu wojny Rosja będzie technicznie gotowa do nowej agresji – przeciwko Europie.
A teraz wszyscy jesteśmy świadkami ich hybrydowej gry: chcą podzielić sojuszników, zmniejszyć wsparcie dla Ukrainy i wpływać na decyzje za pośrednictwem Węgier. To jest polityczna część wojny. Rozumiemy to.
– Jak może Pan skomentować informację, że wojskowi inżynierowie rozbudowują bazy wojskowe w rosyjskim mieście Pietrozawodsk, gdzie Kreml planuje utworzyć nową siedzibę główną armii? Rosja buduje również nowe linie kolejowe wzdłuż granic z Finlandią i Norwegią oraz na południe od Petersburga do granicy z Estonią, co zdaniem niektórych analityków wojskowych może wskazywać na opracowanie logistyki na potrzeby ewentualnego planu ataku na kraje NATO...
– Rosja się przygotowuje. Tworzą nowy Leningradzki Okręg Wojskowy – i nie chodzi tu o obronę, lecz o atak. Będzie nowy obszar operacyjny – Półwysep Kolski w Finlandii. W tym kierunku zmierza budowa nowych jednostek wojskowych. Jeśli chodzi o kolej, jest to rozbudowa infrastruktury, która może być wykorzystywana zarówno w celach pokojowych, jak i militarnych.
– Jeśli Rosja zdecyduje się na zamrożenie wojny i negocjacje pokojowe, to gdzie umieści swoją milionową armię? Eksperci wojskowi twierdzą, że powrót dużej liczby weteranów wojennych grozi Kremlowi wewnętrzną destabilizacją...
– Rosja nie zakończy tej wojny. W ich mniemaniu przywracają Związek Radziecki rękoma armii. Tworzone są nowe okręgi i dywizje. Dokładnie 13 dywizji. Tak, mają problemy – brakuje im ludzi i sprzętu. Jednak każdego dnia przybywa od 1000 do 1200 nowych żołnierzy kontraktowych. To nie jest mobilizacja na rzecz pokoju, ale przygotowanie do czegoś większego.

Dlaczego? To jest czysty biznes. Obecnie jedyną branżą, która wykazuje wzrost, jest przemysł militarno-przemysłowy. Jeśli to się skończy, cała rosyjska gospodarka pęknie. A jest to ideologia oparta na strachu i wrogach, którzy nas otaczają. Dla Kremla wojna jest narzędziem utrzymania władzy. I to jest zagrożenie dla Ukrainy i całego cywilizowanego świata.
– Co dzieje się za kulisami rządu w Rosji? Kto w tzw. Biurze Politycznym Rosji ma największy wpływ na Putina? Kogo on słucha?
– Dziś wszystkie pomysły rodzą się w głowie lidera, reszta jego otoczenia jest wykonawcami. Widzimy, że są rzeczy, których Putin boi się powiedzieć. Doszliśmy do wniosku, że nie dostarczano mu informacji o rzeczywistym stanie gospodarki i wojny. Sprawozdania są przedstawione w bardzo lekkiej formie, bez zwracania uwagi na dalsze możliwe konsekwencje. Dlatego zdarzają się decyzje, które zaskakują świat.
– Czy przygotowywana jest operacja „następcza”? Kto mógłby potencjalnie zastąpić Putina?
– Ten temat jest zabroniony w narracji pierwszoosobowej. Istnieje obawa o ich pozycję, rodziny i najbliższe otoczenie. Być może pierwsza osoba ma jakieś przemyślenia, ale nie są one wypowiadane na głos, ten temat nie jest poruszany.
– Jak ocenia Pan możliwość powstania ruchu protestacyjnego w Federacji Rosyjskiej?
– Istnieje ogólny potencjał protestu, ale jest on niewielki. Na poziomie 18 – 20%. Nie widzimy przesłanek do destabilizacji wewnętrznej.
Są ludzie niezadowoleni w regionach, na Kaukazie, ale to niezadowolenie jest skierowane przeciwko władzom regionalnym. Nie ma czegoś takiego jak krytyka kogoś piszącego w pierwszej osobie.
Całe terytorium Rosji jest pod nadzorem, przebywa tam duża liczba pracowników FSB i Rosgwardii, którzy odpowiednio wykonują swoją pracę.
DMITRIEW LOBBINGUJE ZA ODMRAŻENIEM ROSYJSKICH AKTYWÓW ZA GRANICĄ
– Pierwsze negocjacje między USA a Rosją odbyły się wiosną. Jakie są najważniejsze zadania Rosjan w tej sprawie?
- Podczas tych negocjacji przychodzą z daleka i narzucają swoją historię drugiej stronie. Mówią, że to było 200-300 lat temu, że to historyczne ziemie Rosji i dochodzą do wniosku, że wszystko jest ich własnością i że to ich prywatna sprawa.
Weźmy na przykład specjalnego przedstawiciela Rosji ds. współpracy gospodarczej z państwami zagranicznymi, Kirilla Dmitriewa, który lobbuje w tej sprawie handel globalny. Głównym zadaniem Dmitriewa jest odzyskanie zamrożonych rosyjskich aktywów. Dla nich jest to kolosalna suma 280 miliardów dolarów.
Dmitriew próbuje pokazać USA, że nie powinni skupiać się na kwestiach wojny i pokoju, lecz patrzeć szerzej. Mamy Arktykę, mamy ropę, gaz, mamy Syberię z jej zasobami. Czy potrzebujesz metali ziem rzadkich? Zobaczmy! I tu okazuje się, że sprawa Ukrainy zostaje zatarta, odsunięta na dalszy plan. W tym kontekście naszym zadaniem jest zadbanie o to, aby kwestia ukraińska znalazła się na porządku dziennym.

– Niedawno w wywiadzie dla Ukrinformu szef GUR Budanow poinformował, że Federacja Rosyjska, mimo porażki w Syrii, zwiększa swoją obecność w krajach afrykańskich. Jaki jest ich strategiczny cel? Wojskowy. Ekonomiczny. Czy możemy powiedzieć, że Afryka jest teraz polem dla ekspansji dla Federacji Rosyjskiej?
– Dla Rosji Afryka oznacza zasoby i wpływy geopolityczne.
Nawet za rządów Prigożyna rosyjskie kompanie wojskowe wkraczały do Afryki w celu wydobywania metali ziem rzadkich, talku, złota i innych metali.
W krajach takich jak Republika Środkowoafrykańska, Mali i Burkino Faso, oprócz złóż metali, najważniejszym zadaniem jest utrzymanie u władzy tych, którzy czerpią z nich korzyści. Są to kraje, w których budują swoje wpływy.
Teraz mają Korpus Afrykański, który liczy 12000 ludzi. Rosjanie planują podwoić tę liczbę do 24000. A to już jest mała armia.
Ciekawa jest również historia związana z Libią. Pojawili się tam białoruscy żołnierze. Wiemy, że strzegą baz lotniczych w Tobruku i El Baidi. Jest ich około stu, ale to nie jest byle co. Dostawy białoruskiego sprzętu, w szczególności sprzętu do walki elektronicznej, już się rozpoczęły.
– Zgodnie z informacją Centrum Zwalczania Dezinformacji działającego przy Radzie Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony, w ciągu ostatnich trzech lat Rosyjski Kościół Prawosławny otworzył parafie w 30 krajach afrykańskich. Z czym jest związana ta działalność?
– Teraz bardziej martwi nas coś innego: część z 6,5 miliona Ukraińców, którzy wyjechali za granicę z powodu wojny, dostaje się pod wpływy rosyjskiego Kościoła. Rosyjscy księża nie są już po prostu księżmi. To są agenci. Wyjechali do Europy z zadaniem. Pod przykrywką Służby Wywiadu Zagranicznego, czyli FSB.
Jest pewien konkretny przypadek w jednym z krajów Europy Północnej. Osobliwością jest to, że państwo przyznaje niektórym parafianom środki na działalność kościelną. A ksiądz przekazuje te pieniądze na okupowane terytoria ukraińskie. Wspiera naszych wrogów.
– Jakie będą twoje dalsze działania?
– Współpracujemy z partnerami. Ale tutaj jest trudno – to obszar, w którym prawo jest bardzo subtelne. W kościele ksiądz nie mówi wprost, że masz być szpiegiem, on to sugeruje. A ta osoba już jest pod wpływem. To jest broń informacyjna. Pracują tam specjalne służby i my to rozumiemy. Nawiasem mówiąc, kiedy szef wywiadu tego kraju przebywał na Ukrainie, szczegółowo analizowaliśmy tę sprawę.
– Czyli nasi obywatele za granicą mogą być rekrutowani przez Kościół?
– Tak, to prawda. Ludzie wyjechali – do Polski, Niemiec, Włoch, Czarnogóry – kto dokąd. A tam też są Rosjanie. Podczas gdy Służba Bezpieczeństwa chroni obywateli na naszym terytorium przed wpływem rosyjskich służb specjalnych w kościele, osoby, które wyjechały za granicę, nie są chronione; podlegają prawu kraju, do którego się udali. I to jest problem, bo można ich zwerbować, wpłynąć na nich i wykorzystać. Musimy być ostrożni.
– Po pełnoskalowej inwazji w GUR utworzono szereg jednostek bojowych. Czy w SZSW istnieją dodatkowe jednostki specjalne, które realizują powierzone zadania?
– W ciągu roku mojego szefostwa dostosowaliśmy pracę wielu pionów strukturalnych służby, od wywiadu po wywiad techniczny. Wprowadziliśmy istotne zmiany w naszych działach analitycznych. Odpowiadając na Twoje pytanie, stworzyliśmy także pewne podziały. Dziś znajdują się w strefie wojny.
Są to zarówno jednostki bojowe, jak i jednostki wywiadu technicznego. Jak doszło do tej sytuacji? Zostałem mianowany w zeszłym roku, kiedy na jednym z kierunków pojawiła się groźba ofensywy wroga. I wysłaliśmy na front pierwsze cztery połączone jednostki rozpoznania technicznego, plus dwie jednostki bojowe. Tak rozpoczęła się nasza historia walki.
– Czy dobrze rozumiem, że w czasie wojny zadania SZSW i GUR stały się podobne?
– Tutaj wszystko jest logiczne. Priorytet jest tylko jeden – Rosja i ci, którzy jej pomagają. Mamy dwa główne kierunki. Pierwszym zadaniem jest dostarczenie prezydentowi Ukrainy informacji wywiadowczych na temat polityki wewnętrznej i zagranicznej Rosji, jej planów i zamiarów, stabilności gospodarczej Rosji, sytuacji finansowej, stanu kompleksu wojskowo-przemysłowego oraz potencjału wojennego naszego wroga.
Drugim kierunkiem jest pozyskiwanie i analiza informacji wywiadowczych w celu wsparcia naszych Sił Obronnych. Musimy dać jasną odpowiedź na pytanie, ile czołgów, systemów artyleryjskich i amunicji wróg produkuje i dostarcza swoim wojskom. Jakie jest jego uzależnienie technologiczne i komponentowe od krajów zagranicznych? Modele dostaw kluczowych surowców i co możemy zrobić, aby udaremnić działania wroga. Tutaj rzeczywiście zadania są podobne do tych z Głównego Zarządu Wywiadowczego.
Mamy bardziej politykę zagraniczną i ekonomiczną, a wywiad wojskowy ma politykę wojskową. Ale dziś wszystko jest tak ściśle ze sobą powiązane, że ten, kto ma większe umiejętności, wykonuje zadanie.
– Porozmawiajmy o szkoleniu personelu. W 2021 roku Rada Ministrów podjęła decyzję o likwidacji Akademii Służby Wywiadu Zagranicznego. Czy placówka oświatowa funkcjonuje, jak przebiega szkolenie kadr dla SZSW?
– Czasem słyszę pytanie, dlaczego Akademia Służby Wywiadu została zlikwidowana i kiedy zostanie przywrócona. Chcę odpowiedzieć, że nie będziemy tego przywracać. Utworzyliśmy osobną jednostkę, „Centrum Rozwoju Zawodowego”, która podlega bezpośrednio mnie, i wprowadzamy tam pewne zmiany.
Do Służby przychodzi człowiek już przygotowany – z tytułem licencjata, a jeszcze lepiej, z tytułem magistra. A kiedy wcześniej studiował za granicą, było naprawdę świetnie. Chcemy, aby nasi pracownicy zdobywali wiedzę na najlepszych uniwersytetach świata. I my się do tego przyczyniamy.
A także bezpieczeństwo. Akademia była podatna na ataki agentów. A teraz dokonujemy selekcji ludzi, a potem są mentorzy, kursy, instruktorzy, specjalistyczna psychologia, wywiad i szkolenie wojskowe. Pewien rodzaj modernizacji klasycznego systemu. I to przygotowanie już przynosi efekty.
– Skąd bierzesz ludzi? Na przykład do GUR można się dostać poprzez centrum rekrutacyjne. Jak dostać się do SZSW?
– To trudne. Mamy wdrożony system wstępnej selekcji. Człowiek przechodzi przez kilka etapów: zapoznanie, zadanie, obserwacja. Patrzymy, jak myśli i działa. To klasyka każdej agencji wywiadowczej. Obecnie aktualizujemy zespół. Przychodzą młodzi ludzie – aktywni, inteligentni, znający kilka języków. Nowe pokolenie wywiadowców.
Serhij Czerewaty, Ałła Szerszeń
Serhij Czerewaty, Ałła Szerszeń