Muszę opowiedzieć historie o losach dzieci w czasie wojny

Muszę opowiedzieć historie o losach dzieci w czasie wojny

publikacja
Ukrinform
Sytuacja dotycząca rosyjskiej inwazji

Nie miałabym teraz pisać tego tekstu i jego problematyka miała dotyczyć czegoś innego. Moje artykuły miałyby dotyczyć popularyzacji opieki zastępczej nad dziećmi. Marzyłam opowiadać o szczęśliwym losie osieroconych dzieci lub dzieci, rodzice których zostali pozbawieni praw rodzicielskich. O tym, jak wraz z rodziną dziecko otrzymuje też i nowe życie. Lecz... 24 lutego wojska rosyjskie wtargnęły się na terytorium Ukrainy. Rosyjskie samoloty zaczęły bombardować ukraińskie miasta, miasteczka i wioski.

Dziś po upływie 20 dni wojny przeciwko narodowi ukraińskiemu, gdy zburzono setki szkół, przedszkoli, szpitali (w tym położniczych), gdy setki tysięcy osób pozostało bez dachu nad głową, gdyż tysiące budynków mieszkalnych zostały uszkodzone bądź zburzone, gdy ilość ofiar śmiertelnych wśród dzieci przekroczyła setkę – muszę zacząć opowiadać ich historie. Historie losów dzieci w czasie wojny oraz historie tych osób, kto odpowiada za los i życie ukraińskich dzieci.

Na razie nie wiem na jak długo mnie starczy. Czasem historie są tak tragiczne, że nie potrafię je pojąć, nie mówiąc o tym, żeby je opowiadać. Lecz spróbuję.

Świadectwo życia pośród śmierci i śmierci pośród życia.

Inna Samorodowa postanowiła, że będzie miała trójkę dzieci wówczas, gdy dziewczęta marzą o przyszłości, o tym jak będzie wyglądała ich rodzina i pozycja w niej. W odróżnieniu od innych ona zawsze wiedziała, że chce urodzić dwie dziewczynki i jedno dziecko adoptować.

Dlaczego ona podjęła taką decyzję, chociaż pochodziła z rodziny tradycyjnej?

W czasie studiów ona mieszkała w akademiku Instytutu Języków Obcych w Horliwce, gdzie zobaczyła jak jej sąsiadka po urodzeniu dziecka oddała je do adopcji. Inna nie mogła zrozumieć jej zachowania. Kontynuując naukę, Inna wraz ze swymi rodzicami zaopiekowała się tą dziewczynką.

Obecnie taka opieka jest określana jako „rodzina zaprzyjaźniona”, która wg prawa jest „dobrowolną nieodpłatną działalnością rodziny zaprzyjaźnionej w kierunku udzielenia pomocy dziecku, zamieszkałemu w domu dziecka (lub innym ośrodku), które nie jest objęte opieką rodzicielską. Rodzina zaprzyjaźniona ma udzielać też wsparcie indywidualne oraz pomoc w przygotowaniu do życia samodzielnego”.

Dziś ta dziewczyna ma 25 lat i mieszka w USA. Adoptowała ją rodzina amerykańska. Przy czym Olena (tak ma na imię) jest w stałym kontakcie z rodziną Inny i do dnia dzisiejszego uważa ją za „drugą matkę” „Pierwszą” jest kobieta, która poświęciła jej życie w Ameryce, a nie kobieta, która ją urodziła.

Jak się ułożyło życie Inny? Los był nie zbyt szczodry i jej życie nie jest tak idealne, jak ona sobie wymarzyła. Nie zawsze jest tak, że ludzie po zawarciu małżeństwa rodzą dzieci i je wychowują. Ona się rozwiodła ze swym pierwszym mężem i została z córką sama.

„Moja kondycja finansowa pozwalała mi na adopcję. Bez względu na to, że nasza z córką rodzina była „rodziną niepełną”. Niepełną lecz odpowiedzialną. Miałyśmy wówczas dokładnie taką. Szanowałyśmy się nawzajem i wspólnie podejmowałyśmy ważne decyzje.

Zapytałam swą siedmioletnią córkę Divę o jej zdanie i gdy otrzymałam zgodę – przystąpiłam do realizacji swego marzenia. Zobaczyłam dziewczynkę o imieniu równie rzadkim, jak mojej pierwszej córki – Danę, zakochałam się w niej i zdecydowałam się na jej adopcję. Później miałam dziewciomiesięczną gehennę z szykowaniem wszystkich niezbędnych świstków, przebrnięć, ciężkiego oczekiwania etc. Zajęło mi to dokładnie tyle czasu, ile kobieta przebywa w ciąży. Tak „rodziłam” swoje drugie dziecko. Wiele osób, którzy nie potrafili przebrnąć przez tę biurokrację – rezygnowali”, - mówi Inna.

„W końcu moje marzenie się spełniło. Nadszedł czas na adaptację Dany, która miała wówczas 2 lata i 8 miesięcy. Opowiadałam jej o tym, że wcześniej ona mieszkała w „domu dla dzieci”. To określenie wymyśliłam dla córki samodzielnie. Nie lubię określenia „dom dziecka”, zarówno jak i same te ośrodki. One są świadectwem tego, że w społeczeństwie są dzieci, które zbyt wcześnie spotkały się w życiu z nieszczęściem – ich rodzice umarli bądź ludzie, którzy ich urodzili – zrzekli się ich. Dlatego malutka Dana od samego początku dowiedziała się ode mnie (jak od mamy) nie tylko o tym, że zawsze chciałam mieć córkę, lecz również o tym, że „zdarza się tak, iż dzieci od początku mieszkają w domu dla dzieci, gdzie później znajduje je mama.”

Te słowa tak łatwo wchłonęła dziecięca psychika, że Dana bez żadnych skrupułów spokojnie opowiadała o tym, iż mama ją „wzięła”. Zapewne jest to łatwiejsze do zrozumienia, aniżeli opowieści o „znalezieniu w kapuście” etc!

„Gorzej nam się udawało porozumieć się w kwestiach bytu”, - kontynuuje Inna. „Zrobiwszy swe pierwsze kroki w dużym zespole, a nie w małym ciepłym domu, dziecko ma sporo ograniczeń (bez względu na to, jak zachowywały się wychowawczynie. One mogły być nawet idealne). Na przykład Dana, która była przyzwyczajona do tego, że sypialnia w sierocińcu służy do wspólnego snu – nie potrafiła położyć się spać w dzień, nawet gdy była bardzo zmęczona. Gdy po raz pierwszy ona się znalazła w przestrzeni, która nie była otoczona płotem domu dziecka – ona nie potrafiła pojąć jak ma wchłonąć tę wolność. Ona się dziwiła du-użym sklepom, w których jest du-użo słodyczy i zabawek. Dziwiła się, że może poprosić mamę jej je nabyć! Okazało się, że do wyrażania swych życzeń i marzeń należy Danę nauczyć. Również należało nauczyć ją nie przejadać się do bólu. Ona jadła więcej „na wszelki wypadek” oby nie zgłodnieć w przerwach pomiędzy jedzeniem. Jak w sierocińcu...”

Gdy tylko udało się nam wszystko unormować – nadszedł 2014 rok. Wówczas Inna z córkami mieszkała w Doniecku... Dziewczyny się przeniosły do obwodu kijowskiego. Mama zatrudniła się w przedszkolu jako wychowawczyni. Właśnie na Kijowszczyźnie Inna poznała Jurija, który stał się tatą jej córkom i, później, młodszemu Marcinowi.

Do 24 lutego życie ich rodziny niczym się nie różniło od życia innych rodzin w Ukrainie. Marcin uczęszczał do przedszkola, Dana uczyła się w 10 klasie i przygotowywała się do wyjazdu na studia w Europie. Diva mieszkała i studiowała na Słowacji. Inna założyła prywatne przedszkole i myślała o stworzeniu rodziny zastępczej.

Lecz nadszedł 24 luty i w Ukrainie zaczęła się rosyjska inwazja na pełną skalę. Nie chciało się w to uwierzyć, lecz życie ofiarowało najstraszniejsze wątki. Im bliżej Makarowa była wojna, tym bardziej oczywista była konieczność opuszczenia domu. Ku bezpieczeństwu. Dalej. Na zachód. Już dzieci są w samochodzie. Mąż za kierownicą. Jedziemy...

Inna ciągle pytała Jurija, czy nie zostawi ich. „Będziemy szczęśliwą rodziną na Słowacji?”, - zapytała.

„Oczywiście”, - odrzekł Jurij.

Lecz już na granicy Jurij przeprosił i został w Ukrainie. Bronić swej ziemi. Gdyż szczęśliwym można być tylko tu – w Ojczyźnie.

Miliony ukraińskich dzieci stały się ofiarami okrutnych czynności, które stosuje Rosja wobec narodu ukraińskiego: ktoś stracił dom, ktoś krewnych, ponad 100 dzieci zginęło od rosyjskich pocisków i bomb, ktoś nie zdążył zrobić swój pierwszy krok, a ktoś nawet złapać oddech i dostać imię. Póki cywilizowany świat przyjmuje u siebie ukraińskie kobiety i dzieci, oferując im pomoc i otwierając przed nimi drzwi swych domów, wojsko rosyjskie wykorzystuje zakazaną broń, burząc przedszkola, szkoły i zabijając cywilów. Całe pokolenie już jest zranione wojną i jeszcze przez wiele lat te blizny będą się zaciągały, oby każde dziecko mogło żyć szczęśliwie.

Najważniejszym elementem szczęścia dla dziecka jest rodzina. W czasie pokoju również. Rodzina – jako bezpieczne środowisko, gdzie cię obronią, wesprą i stworzą podstawowe możliwości do życia. Właśnie w rodzinie dziecko odnajduje wsparcie, będzie usłyszane i otulone miłością rodzicielską. Niestety, dzisiejsza sytuacja w Ukrainie przyczyni się ku zwiększeniu liczby dzieci, które będą tego pozbawione. Mam na myśli sierot. Będziemy musieli im pomóc! Już po zakończeniu wojny ukraińskie dzieci, które będą uznane za sieroty, można będzie adoptować oraz zaoferować im dom i rodzinę na zawsze.

Na razie musimy znaleźć dla każdego dziecka maksymalnie bezpieczne i wygodne miejsce, w którym ono będzie mogło przebywać. Wszystko to należy organizować zgodnie z prawem i dobro dziecka ma tu być na pierwszym miejscu.

Rodzina Inny, podobnie do milionów innych rodzin, czeka na zakończenie wojny. Pokój i rodzina – to jest to, czego potrzebują dzieci, a nie zburzone szkoły, szpitale, przedszkola i rodziny niepełne.

Daria Gierasymczuk - doradca prezydenta Ukrainy do spraw praw dziecka i rehabilitacji dzieci,


Let’s get started read our news at facebook messenger > > > Click here for subscribe

Przy cytowaniu i korzystaniu z jakichkolwiek materiałów w Internecie, dostępnych dla wyszukiwarek, obowiązkowy jest odnośnik na pierwszy akapit "ukrinform.pl", ponadto cytowanie tłumaczeń materiałów z mediów zagranicznych możliwe jest wyłącznie z odnośnikiem do strony ukrinform.pl oraz do strony internetowej zagranicznych mediów. Materiały oznaczone jako "Reklama" lub z oznaczeniem: "Materiał jest zamieszczany zgodnie z częścią 3 art. 9 ukraińskiej ustawy "O reklamie" nr 270/96-VR z dnia 3 lipca 1996 r. i ustawą Ukrainy "O mediach" nr 2849-IX z dnia 31 marca 2023 roku oraz na podstawie Umowy/faktury.

© 2015-2024 Ukrinform. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Projektowanie stron internetowych - Studio «Laconica»

Wyszukiwanie zaawansowaneUkryj wyszukiwanie zaawansowane
W przeciągu jakiego okresu:
-