
Ukraina-Polska - co da przywrócenie ekshumacji
W ubiegły piątek dowiedzieliśmy się o decyzji władz ukraińskich o udzieleniu zgody na wznowienie ekshumacji polskich ofiar na Ukrainie. W Polsce wywołało to pozytywną reakcję. Co to będzie oznaczać dla relacji polsko-ukraińskich w najbliższej przyszłości?
DECYZJA KIJOWA, REAKCJA W WARSZAWIE
W ubiegły piątek, 27 września, stało wiadomo, że Polska otrzymała zgodę na wznowienie prac poszukiwawczych i ekshumacyjnych na Ukrainie, która została zawieszona ponad dwa lata temu. Było to wynikiem porozumień między prezydentami Ukrainy i Polski podczas wizyty Wołodymyra Zełenskiego w Warszawie miesiąc temu.
Zastępca szefa MSZ Ukrainy Wasyl Bodnar powiedział, że procedura ta będzie obejmować wybór strony polskiej ukraińskiego kontrahenta, który będzie musiał uzyskać wszystkie niezbędne pozwolenia od ukraińskich władz na wykopaliska. Ekshumacje będą prowadzone wspólnie przez Ukraińców i Polaków. Kilka dni wcześniej ambasador Polski na Ukrainie Bartosz Cichocki złożył odpowiedni wniosek o wznowienie ekshumacji do Ministra Kultury, Młodzieży i Sportu Ukrainy Wołodymyra Borodianskiego.

Reakcja Polski na pozytywne wiadomości z Kijowa była momentalna. Szef Instytutu Pamięci Narodowej Polski Jarosław Szarek nazwał tę decyzję „dobrą wiadomością”, ostrożnie zauważając, że „punkt zwrotny” nadejdzie dopiero, gdy zaczną się poszukiwawcze prace na Ukrainie. Zauważył, że Polska już rozpoczęła poszukiwania w kilkunastu miejscach na Ukrainie, które są związane z okresem historycznym pierwszej połowy XX wieku. Dotyczy to w szczególności ekshumacji polskich żołnierzy I wojny światowej, którzy w 1916 r. zginęli w bitwie z oddziałami armii carskiej w pobliżu Kostiuchnówki na Wołyniu oraz polskich funkcjonariuszy straży granicznej, którzy zginęli we wrześniu 1939 r. w pobliżu wsi Tynne w obwodzie rówieńskim, chroniąc granic Polski przed agresją sowiecką, czy ofiar tragedii na Wołyniu w nieistniejącej już polskiej wsi Ostriwka na Wołyniu w 1943 r. itp.
Z kolei zastępca szefa polskiego IPN Krzysztof Szwagrzyk zwrócił uwagę na „stracone dwa lata”, podczas których można było prowadzić poszukiwania i ekshumacje. Zauważył, że uzyskanie wszystkich pozwoleń na Ukrainie zajmie trochę czasu. Dlatego jest mało prawdopodobne, aby prace rozpoczęły się jesienią i zimą, co nie jest zbyt pozytywnym. Polski urzędnik zauważył, że na Ukrainie istnieją „setki, a nawet tysiące miejsc”, w których potrzebne są wykopaliska, i jest to „wyzwanie dla więcej niż jednego pokolenia”. Jego zdaniem, należałoby rozszerzyć tak zwany „kresowy” (wschodni) oddział polskiego IPN, który zajmowałby się tylko ekshumacjami na Ukrainie.
GENEZA KONFLIKTU I OCZEKIWANIA POLITYCZNE
Stosunki między Ukrainą a Polską w ciągu ostatnich dwóch lat od zawieszenia ekshumacji na najwyższym szczeblu politycznym, nie „kleiły” się specjalne. Prezydenci rzadko się widywali, premierzy wcale się nie spotykali, choć istniało wiele ważnych problemów do rozwiązania i przedyskutowania. Jest to na przykład kwestia wspólnej granicy lub gwałtownego wzrostu liczby pracowników migrujących z Ukrainy do Rzeczypospolitej Polskiej, o których prawa należy również zadbać. A to tylko wierzchołek góry lodowej i jest wiele innych kwestii, w szczególności - natury gospodarczej lub współpraca wojskowa, w których wola polityczna kierownictwa państw ma kluczowe znaczenie dla podejmowania pewnych decyzji.

Ostatniego dnia lata prezydent Zełenski udał się do Warszawy z przekonaniem, że należy przywrócić zaufanie i zintensyfikować dialog polityczny na najwyższym szczeblu. Dlatego zaproponował szereg inicjatyw i propozycji w dziedzinie historycznej. W szczególności obiecał, że strona polska wkrótce otrzyma zgodę na wznowienie prac poszukiwawczych i ekshumacyjnych na Ukrainie, co w rzeczywistości zostało wykonane. Zamiast tego strona polska powinna odnowić ukraińskie miejsca pamięci w południowej Polsce. Warto wspomnieć, że na granicy polsko-ukraińskiej znajduje się kilkanaście ukraińskich miejsc (Radruż, Werchrata, Monastyr, Mołodycz, Wierzbica, Liski), które zostały w latach 2014-2017 całkowicie lub częściowo zniszczone (niektóre kilka razy) przez polskich radykałów z prorosyjskimi poglądami, co w dziwny sposób zbiegło się z wojną Rosji we wschodniej Ukrainie. Po publicznej likwidacji pomnika UPA na cmentarzu w Hruszowicach w kwietniu 2017 r. i braku reakcji ze strony polskich władz, cierpliwość skończyła się u ukraińskiego IPN. W tym czasie postanowiono zawiesić ekshumację na Ukrainie.
W Kijowie podkreślono, że zawieszenie ekshumacji było przymusową akcją w odpowiedzi na brak reakcji w Polsce na zniszczenie ukraińskich miejsc pamięci. Z kolei w Polsce uważają, że tych dwóch przypadków nie można w ogóle powiązać, a zawieszenie ekshumacji jest „niemoralnym krokiem” władz ukraińskich. W rzeczywistości poglądy strony polskiej niewiele się zmieniły od tego czasu. W Warszawie nadal wierzą, że w Polsce nie ma miejsca na istnienie spontanicznie powstałych w latach 90. XX wieku ukraińskich pomników żołnierzy UPA, do których w Polsce odnoszą się wyjątkowo negatywnie z powodu tragicznych wydarzeń na Wołyniu. Kilka dni temu Szwagrzyk przyznał, że pytanie nie było łatwe: istniały znaczne różnice zdań między stroną polską i ukraińską co do tego, czym jest miejsce pamięci i jak się nim zająć. Jednak strona ukraińska ma również swoje argumenty: niektóre z tych zabytków zostały legalnie wzniesione przez polskiego podatnika, a niektóre to nagrobki na cmentarzach.
Podczas wizyty w Warszawie Zełenski zaproponował także utworzenie nowej dwustronnej grupy historyków, którzy mieliby studiować wspólne karty przeszłości, a także zbudować pomnik pojednania na granicy w formie kopca z ziemią z różnych miejsc ważnych dla Ukraińców i Polaków.

Strona ukraińska zaczęła wypełniać obietnice złożone miesiąc temu. Teraz kolej polskiej strony. Oczywiste jest, że nie będzie to natychmiastowe, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że Polska weszła w okres dwóch kampanii wyborczych - parlamentarnej (październik 2019 r.) i prezydenckiej (maj 2020 r.). Pozytywny impuls polityczny musi jednak wpływać na rozwiązywanie innych palących problemów, w tym niezwiązanych z historią. Chodzi na przykład o to, by Polska wydała do końca roku dodatkowe zezwolenia na transport towarów do UE - dla ukraińskiego transportu drogowego. Kwota ta jest już wyczerpana, a Kijów nadal bezskutecznie próbuje przekonać Warszawę do zmiany pozycji i zwiększenia liczby zezwoleń, która zmniejszyła się z 260 000 w 2018 r. do 160 000 w tym roku. Minister infrastruktury Ukrainy Władysław Kryklij nawet stwierdził, że strona polska stworzyła warunki dla „wojen kontyngentowych” w dziedzinie transportu towarowego - a Kijów zastrzega sobie prawo do ostatecznego wniesienia sprawy do sądów UE.
Należy mieć nadzieję, że pozytywny impuls nadany przez Kijów na najwyższym szczeblu politycznym będzie miał taką samą pozytywną reakcję w Warszawie. I nie chodzi tylko o historię.
Jurij Banachewycz, Warszawa