Kiedy i gdzie rozpoczęła się polska polityka wspierania Ukrainy?
Znamienna i znacząca w tym kontekście była wizyta w Kijowie przed trzydziestu pięciu laty polskiego ministra spraw zagranicznych Krzysztofa Skubiszewskiego.
To była jedna z tych wizyt, które zapisują się w historii, bo są wspólne i tworzone. Miała miejsce w październiku 1990 roku, kiedy pomimo ostrego kryzysu Unia wciąż się utrzymywała i mało kto mógł przewidzieć, że rok później się rozpadnie. I w tych warunkach do Kijowa przylatuje specjalny samolot, swoisty „desant dyplomatyczny” siedemnastu polskich urzędników państwowych pod przewodnictwem ministra spraw zagranicznych RP Krzysztofa Skubiszewskiego.
CO TO POPRZEDZIŁO?
Polska, jak wiadomo, była jedną z pierwszych, które opuściły „obóz socjalistyczny”. Latem 1989 roku przez kraj przetoczyły się fale masowych strajków robotniczych. Władze poniosły już porażkę, nie mając możliwości zastosowania siłowych metod ich stłumienia, zgodziły się więc na nowe wybory do Sejmu. Opozycja wygrała je i we wrześniu 1989 roku powstał pierwszy niekomunistyczny rząd w Polsce, na którego czele stanął doradca NSZZ „Solidarność” Tadeusz Mazowiecki. Jednym z kierunków działań rządu była nowa „polityka wschodnia”, w szczególności rozszerzenie kontaktów z sąsiednimi republikami ZSRR, w szczególności i przede wszystkim z Ukrainą. W kwietniu 1990 roku popularna polska gazeta „Życie Warszawy” pisała o potrzebie nawiązania „braterskich stosunków między narodem ukraińskim a polskim”. Było to zgodne z przekonaniami znanego polityka i wizjonera, Amerykanina polskiego pochodzenia, Zbigniewa Brzezińskiego, który argumentował, że „bliska współpraca polsko-ukraińska ma ogromne znaczenie dla Stanów Zjednoczonych, a także dla realizacji interesów paneuropejskich, interesów Ukrainy i Polski. Pokojowa Ukraina jest gwarantem polskiej wolności i bezpieczeństwa. Pokojowa Polska ma takie samo znaczenie dla Ukrainy”.
Jeśli chodzi o podróż do Kijowa Krzysztofa Skubiszewskiego , który wszedł do rządu T. Mazowieckiego jako minister spraw zagranicznych, to prawdziwym krokiem w kierunku jej realizacji było jego spotkanie w Nowym Jorku, w siedzibie ONZ, z ministrem spraw zagranicznych Ukraińskiej SRR Anatolijem Złenką.
W swoich wspomnieniach z tego spotkania Anatolij Maksymowicz zauważa, że usłyszał od polskiego kolegi nowe oceny perspektyw stosunków ukraińsko-polskich: „Powiedział, że stosunki te zbyt długo pozostawały w stanie przypominającym senny letarg. Polski minister jasno dał do zrozumienia: jego zdaniem nadszedł czas, aby ten sen przerwać. Czy trzeba mówić, jak bliska i zrozumiała była ta idea dla Ukrainy, która właśnie wkroczyła w nowy etap swojej historii? Używając suchego języka politycznego, Polska zaproponowała Ukrainie zbudowanie podwalin stosunków dwustronnych nie tylko jako z jednostką gospodarczą, demograficzną, terytorialną, ale jako z równoprawnym państwem europejskim o bogatej historii i dużym terytorium… Gdy już żegnaliśmy się uściskiem dłoni, K. Skubiszewski radził: wykorzystajcie tę szansę, drugiej takiej może nie być…”.
Do tych słów Anatolija Złenko warto dodać jego wysoką ocenę tego wybitnego dyplomaty i polityka z sąsiedniej Polski. Skubiszewski ukończył Uniwersytet Poznański, posiadał również dyplomy uniwersytetów w Nancy (Francja) i Harvardzie (USA). Wykładał na Uniwersytecie Poznańskim przez ćwierć wieku, uzyskał tytuł doktora prawa, a od 1973 roku jest pracownikiem naukowym Instytutu Państwa i Prawa Polskiej Akademii Nauk. Pracował również na uniwersytetach Columbia i Oxford oraz wykładał na Uniwersytecie Genewskim. Jako minister spraw zagranicznych zasiadał w rządach czterech polskich premierów: T. Mazowieckiego, J. Bieleckiego, J. Olszewskiego i H. Suchockiej.
Po spotkaniu w ONZ Skubiszewski wysłał Złence list dotyczący programu swojego pobytu w Kijowie, w którym wyraził chęć wygłoszenia wykładu na Uniwersytecie Kijowskim im. Tarasa Szewczenki pt. „Nowa polityka zagraniczna Polski”. Oczywiście, głównym tematem tego programu nie był wykład, lecz negocjacje dotyczące współpracy i bezpośrednich kontaktów w różnych sferach między Ukrainą a Polską.
Z WARSZAWY DO KIJOWA JEST BLIŻEJ NIŻ DO MOSKWY
Polscy dyplomaci zaczęli przybywać do Kijowa, aby przygotować się do wizyty. Z ich udziałem w ukraińskim Ministerstwie Spraw Zagranicznych utworzono trzy grupy robocze, których zadaniem było doprecyzowanie szczegółów dotyczących politycznych, humanitarnych i gospodarczych aspektów współpracy dwustronnej, a w szczególności brzmienia przyszłej Deklaracji o podstawach stosunków między Ukrainą a Rzecząpospolitą Polską.
Moskwa z podejrzliwością odnosiła się do ukraińsko-polskiego zbliżenia, do prób obu stron nawiązania bezpośrednich kontaktów. Oficjalnie nie sprzeciwiała się im, ale wysłała do Kijowa swojego „nadzorcę”, ówczesnego ambasadora ZSRR w Warszawie, Jurija Kaszlewa, aby „zapewnił rozwiązanie kwestii politycznych”. Był on uważnym obserwatorem negocjacji i, według Anatolija Złenki, sprawiał wrażenie nie tylko „czujnego oka”, ale i „czujnego ucha” alianckiego centrum.
Negocjacje i spotkania rzeczywiście nosiły znamiona stosunków międzypaństwowych. Pierwszego dnia wizyty Krzysztof Skubiszewski spotkał się z przewodniczącym Rady Najwyższej Ukraińskiej SRR Leonidem Krawczukiem i przewodniczącym Rady Ministrów Ukraińskiej SRR Witalijem Masołem. Następnie odbyły się negocjacje w Ministerstwie Spraw Zagranicznych i podpisanie wspólnej Deklaracji. Nie była to umowa, ale – jak obie strony zauważyły po ceremonii podpisania – miała ona stanowić podstawę do rozwoju przyszłego ukraińsko-polskiego traktatu o przyjaźni i współpracy. „Podczas negocjacji podkreślaliśmy” – zauważył Anatolij Złenko – „że nawiązanie i utrzymanie wzajemnie korzystnych stosunków z Rzecząpospolitą Polską traktujemy jako wkład w budowę wspólnego europejskiego domu. Ważne było dla nas również potwierdzenie w naszej polityce zagranicznej poszanowania suwerenności i integralności terytorialnej, nieingerencji w sprawy wewnętrzne oraz uznania wyższości uniwersalnych wartości ludzkich nad wartościami klasowymi. Taki był „język Ezopa” ówczesnej ukraińskiej dyplomacji.
Szef polskiego MSZ wyraził zgodę swojego kraju na podpisanie konwencji konsularnej, podkreślając, że kwestia ta powinna zostać rozstrzygnięta nie w Moskwie, a w Kijowie. „Moskwa nie jest już czynnikiem decydującym o stosunkach polsko-ukraińskich”, „Klucze do ukształtowania relacji między Warszawą a Kijowem nie znajdują się już w Moskwie” – takie oceny wizyty Skubiszewskiego w stolicy Ukrainy pojawiły się wówczas w polskiej prasie. Na przykład korespondent wspomnianego dziennika „Życie Warszawa”, który towarzyszył polskiej delegacji, napisał, że „atmosfera wizyty dawała podstawy do przypuszczeń, że przyszła, prawdziwie niepodległa Ukraina nie tylko nie będzie zagrożeniem dla Polski, ale wręcz przeciwnie – stanie się jej dobrym i przyjaznym sąsiadem”.
JAK PANA MINISTRA NIE WPUSZCZONO DO STOLIC UKRAINY
Miałem okazję przeprowadzić krótki wywiad z Krzysztofem Skubiszewskim tuż po negocjacjach i podpisaniu Deklaracji. Nie krył swoich emocji:
– Cieszę się, że przyjechałem do Kijowa i że podpisaliśmy ten ważny dokument. W Związku Radzieckim zachodzą niezwykłe zmiany. Polska nie ingeruje w sprawy wewnętrzne ZSRR i Ukrainy. Bierzemy jednak pod uwagę fakty. Deklaracja o suwerenności państwowej Ukrainy została przyjęta w Polsce z wielką uwagą i szacunkiem. Życzymy narodowi ukraińskiemu powodzenia w jej wdrażaniu i będziemy dążyć do rozwoju i pogłębiania naszych więzi. Podpisany właśnie dokument stanowi ku temu dobrą podstawę. Należy go teraz udoskonalić, wypełnić realną treścią. I jestem przekonany, że obie strony dołożą wszelkich starań, aby tak się stało. Rzeczpospolita Polska postrzega rolę Ukrainy jako ważny czynnik współpracy na kontynencie europejskim. Bronimy stanowiska, że wszelkie zmiany zachodzące w Europie powinny odpowiadać życzeniom i aspiracjom narodów oraz odbywać się w stabilnych warunkach, pokojowo. Dla dobra wspólnego.
Mam jeszcze jeden powód do radości z tego przyjazdu do Kijowa. Chodzi o to, że w 1914 roku mój ojciec, Ludwik Skubiszewski, studiował tu na wydziale medycznym Uniwersytetu Świętego Włodzimierza. Interesował się nauką i pracą badawczą. A Uniwersytet Kijowski cieszył się w tamtych latach wysokim autorytetem naukowym. W jego murach, w przeciwieństwie do Uniwersytetu Warszawskiego, panowały silne tradycje demokratyczne i duch wolnomyślicielstwa. I wojna światowa przerwała jego studia. Ciekawie byłoby odnaleźć dom w Kijowie, w którym mieszkał. Ale nie ma o tym mowy i być może nie zachował się.
Pytacie, dlaczego nie przyjechałem do Kijowa wcześniej? Miałem takie pragnienie. Kilkakrotnie składałem wnioski o dokumenty, złożyłem 12 zdjęć, ale nigdy nie dostałem pozwolenia… Krótko mówiąc, stolicę Ukrainy darzę szczególnym uczuciem i cieszę się, że miasto mnie nie zawiodło. Jest przepięknie”.
CZAS WYPRZEDZAŁ NAJFAJNIEJSZE PRZEWIDYWANIA
Uwagę uczestników i świadków ukraińsko-polskich negocjacji nie mogła nie przyciągnąć dość czytelna sugestia strony polskiej, że w przyszłości Polska będzie dążyć do nawiązania pełnoprawnych dwustronnych stosunków dyplomatycznych z Ukrainą. Któż zatem w październiku 1990 roku mógł przewidzieć, że nastąpi to nie w odległej przyszłości, ale już w przyszłym roku? Co więcej, to właśnie Rzeczpospolita Polska jako pierwsza na świecie uznała Ukrainę za niepodległe, suwerenne państwo i zdecydowała się nawiązać z nią pełne stosunki dyplomatyczne. 2 grudnia 1990 roku, tuż po ogólnoukraińskim referendum, Jerzy Kozakiewicz, specjalny wysłannik rządu polskiego w Kijowie, miał zaszczyt ogłosić to podczas wizyty w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Ukrainy. Kanada, gdzie mieszka największa diaspora ukraińska, również rościła sobie prawo do uznania niepodległości Ukrainy jako pierwszej. Kanadyjczycy mieli jednak dwie istotne przeszkody: zbyt dużą różnicę czasową i odległość od Ukrainy. Polacy nie mieli w tym względzie konkurencji.
W ten sposób położono podwaliny pod nowe stosunki międzypaństwowe, dyplomatyczne, biznesowe i międzyludzkie między Ukrainą a Polską. W trylogii wybitnego polskiego pisarza Henryka Sienkiewicza „Ogniem i mieczem” znajdują się słowa o wielowiekowej historii relacji między Ukraińcami a Polakami, o tym, jak często „…spierają się i walczą, ale Bóg zasiał w naszych sercach ziarna miłości, które zdają się leżeć na jałowej ziemi, dopóki nie zostaną podlane łzami i krwią, dopóki nie przyniosą nieoczekiwanych owoców pod uciskiem”.
Przez trzy i pół dekady od ogłoszenia niepodległości Ukrainy i wyjścia Polski z „socjalizmu obozowego”, pomimo różnych okoliczności i przeszkód, w szczególności podstępnych prób strony trzeciej, by zasiać ziarno nieufności między naszymi państwami i narodami, oba kraje wyraźnie i konsekwentnie podążały drogą wzajemnego wsparcia i dobrosąsiedzkich stosunków w Europie. Szczególnie przekonująco i wzruszająco przejawiło się to w wielopłaszczyznowej pomocy udzielonej Ukrainie i Ukraińcom podczas zdradzieckiego ataku na nasze terytorium przez rosyjskiego agresora. W tym kontekście chciałbym zacytować słowa Radosława Sikorskiego , obecnego ministra spraw zagranicznych Polski w rządzie Donalda Tuska, z niedawnego komentarza dla „The New York Times”: „Największe państwo na świecie nie potrzebuje więcej ziemi. Powinno lepiej dbać o to, co już znajduje się w jego uznanych przez społeczność międzynarodową granicach. Przywódcy Rosji muszą zrozumieć, że ich próba odrodzenia ostatniego imperium Europy jest skazana na porażkę. Epoka imperiów dobiegła końca”.
Radosław Sikorski ma też inne słowa, a dokładniej apel o „utrzymanie kursu” w pomocy Ukrainie. Trzydzieści pięć lat temu jego poprzednik na stanowisku polskiego ministra spraw zagranicznych apelował i zabiegał o to, aby Deklaracja o podstawach stosunków między Ukrainą a Rzecząpospolitą Polską, którą podpisał ze swoim ukraińskim odpowiednikiem, nabrała realnego znaczenia. Dziś widzimy w niezliczonych przykładach, że oczekiwania i pragnienia wyrażone w tym oryginalnym ukraińsko-polskim dokumencie stały się codzienną rzeczywistością. Dla dobra obu narodów i wspólnego dobra europejskiego.
* Punkt widzenia autora może nie być zgodny ze stanowiskiem agencji